Nauczona doświadczeniem, że nie można się łasić na tanie produkty, bo zwykle niestety jakość odpowiada cenie (chociaż są i takie, które przy niskiej cenie mają dobrą jakość - taka mała dygresja, temat poruszę przy jednym z kolejnych postów, który mam w planie), postanowiłam najpierw skonsultować swój wybór z rankingiem Kosmetyków Wszech Czasów na Wizażu. Na pierwszym miejscu plasuje się baza Urban Decay, na drugim Lumene, a na trzecim baza Art Deco, którą też najwięcej osób uznało za swój hit. Sprawdziłam zatem na allegro dostępność tychże baz - Urban Decay - zdecydowanie dla mnie za droga zabawka, tym bardziej, że czytałam na jednym z obserwowanych przeze mnie blogów o tutaj, że nie jest aż takim niesamowicie szałowym must-havem, Lumene - marnie z dostępnością - jedna aukcja, bez zdjęć real photo, jakoś w ogóle nie przekonała mnie do siebie, padło zatem na Art Deco. W sumie z wysyłką zapłaciłam około 40zł.
Zacznę od opakowania - 5ml czarny słoiczek - urocze, ale średnio praktyczne, zwłaszcza przy długich paznokciach, ja wygrzebuję troszkę szpatułką i z niej nabieram na palucha i rozprowadzam na powiece. Nie stosuję pędzelka, ponieważ tak jak w przypadku podkładów, bazę dobrze najpierw doprowadzić do temperatury ciała, przed nałożeniem na powiekę, wtedy lepiej zachowa się na skórze. Kolor cielisty, zapach - całkiem przyjemny, przypomina mi męskie perfumy. Czytałam, że niektórych drażni - dla mnie jest neutralny, zupełnie mi nie przeszkadza. Sympatycznie rozprowadza się na powiece. A co z głównym celem? Dla mnie bomba!
Oczywiście postanowiłam wypróbować bazę Art Deco na cieniach z paletki, której nie chciałam używać, taki test czy rzeczywiście się sprawdza. I co? I super! Świetnie wydobywa, pogłębia kolor cieni, sama ma jakby takie bardzo, bardzo delikatne, połyskliwe drobineczki - rozświetla skórę, dodaje takiego świeżego blasku. Cienie rzeczywiście nie osypują mi się na policzki, zostają na miejscu. Nie zauważyłam żadnego rolowania, zbijania, grudkowania się cieni. Ponadto wydaje mi się, że zrobiły się bardziej odporne na zmywanie (miałam problem ze zmyciem swatchy z dłoni samą wodą - a wcześniej schodziły ot tak po prostu po przetarciu, teraz musiałam użyć mleczka do demakijażu). Co prawda nie miałam jeszcze okazji "przetańczyć całej nocy" w cieniach w duecie z tą bazą, ale jestem dobrej myśli :). Nie będę szukać dziury w całym, bo baza spełnia moje oczekiwania :).
A co w składzie? Ojoj chemikalia :D. Na pierwszym miejscu izoparafina czyli pochodna węglowodorowa, która jest podłożem kosmetyku - czyli nośnikiem tłustym, w którym zawieszone są pozostałe składniki.
Następnie talk mineralny środek osuszający, regulujący konsystencję, dodatek wypełniający.
Kolejny na liście - wosk parafinowy, znowu pochodna olejów mineralnych (oleje mineralne ogólnie rzecz biorąc są substancjami oleistymi pochodzącymi z różnych etapów procesu rafinacji i przetwarzania ropy naftowej), zmniejsza lepkość, stabilizuje emulsję, wpływa na konsystencję i właściwości sensoryczne kosmetyku.
Następnym składnikiem jest mika czyli minerał bardzo drobno sproszkowany dający drobinki odbijające światło, o których pisałam - zawdzięczamy jej właściwości rozświetlające. Bardzo popularny składnik kosmetyków.
Kolejny składnik brzmi bardzo chemicznie - PVP/Kopolimer heksadecenowy - jest to bezpieczny środek nawilżający. Stosowany na przykład w filtrach przeciwsłonecznych, a także preparatach dla dzieci.
Następny składnik to polietylen, czyli modyfikator reologii, czyli plastyczności, płynności kosmetyku, tutaj zapewne użyty w formie niskocząsteczkowej, dzięki czemu tworzy na powierzchni skóry specyficzną warstwę - film ograniczający utratę wody z powierzchni skóry, a także zmiękczający i poprawiający przyczepność.
Kolejnym składnikiem jest octan tokoferylu, czyli organiczny środek antyoksydacyjny, zapobiega procesom utleniania kosmetyku, zmianom jego barwy, zapachu i właściwości. Jako antyoksydant działa również pozytywnie na naszą skórę - zapobiega procesom starzenia, ma także zdolność wbudowywania się w struktury komórkowe i wzmacnia barierę Reina - czyli barierę warstwy rogowej naskórka, która chroni naszą skórę, a patrząc cholistycznie - cały organizm. Zapobiega ona podrażnieniom, utrudnia wnikanie drobnoustrojów, a także ogranicza TEWL - transepidermalną utratę wody czyli "wysychanie" naszej skóry od wewnątrz.
Następny składnik to bisabolol, naturalnie występujący w olejku eterycznym z rumianku alkohol, o działaniu antyseptycznym, łagodzącym, również przeciwzapalnym - częsty składnik kosmetyków.
Na kolejnym miejscu tajemnicza mieszanka parfum, odpowiadająca za "męski" zapach bazy.
Niestety, na liście składników znalazł się też paskudny składnik jakim jest propylparaben - konserwant, który niestety często jest sprawcą wykwitów alergicznych i tym podobnych "przyjemności", zwłaszcza wrażliwe skóry powinny go unikać. Jest to ponadto jeden z najlepiej przebadanych składników kosmetyków wśród składników INCI, jego stężenie nie może przekraczać określonej wartości - taka ciekawostka. Nie powinien zrobić nam krzywdy, ale tak jak napisałam, osoby z AZS, skłonnością do alergii i podatnością na alergizowanie - powinny z rozwagą podchodzić do kosmetyków zawierających parabeny. Jego działanie polega na zapobieganiu i uniemożliwianiu rozwoju drobnoustrojów w kosmetyku podczas jego przechowywania.
Następny składnik to triclosan, działanie takie samo jak propylparaben, również dozwolony w ograniczonych stężeniach w kosmetykach. Często obecny w kosmetykach przeciwtrądzikowych, bo zapobiega rozwojowi drobnoustrojów, które często bywają podstawą etiopatogenezy trądziku. Znaczy się podstawą powstawania. Za "mundra" się zrobiłam po tych studiach :D:D:D.
Kolejny składnik - glikol propylenowy - w poście o Fresh Farmacy pisałam na jego temat więcej. Jest to humektant, substancja hydrofilowa, nawilżająca skórę, działa konserwująco poprzez zapobieganie krystalizacji kosmetyków dzięki wiązaniu wody. Przypomnę tylko - może podrażniać, ale nie dajmy się zwariować, bo jest w bardzo wielu kosmetykach.
A cóż to to kolejne jest? Bht czyli butylowany hydroksytoluen, substancja konserwująca, może wywoływać wysypkę, pokrzywkę, objawy alergii u osób nadwrażliwych.
Następnym składnikiem jest palmitynian askorbylu stabilna pochodna witaminy C. Przeciwutleniacz zapobiegający psuciu się kosmetyku, a także... starzeniu się naszej skóry, degradacji kolagenu i elastyny.
Następnie mamy na liście kwas cytrynowy w kosmetyku jest naturalnego pochodzenia regulatorem pH.
Kolejny składnik to distearynian glicerylu - czyli składnik emulsyfikujący, stabilizujący, zmiękczający, przyciągający wodę. Poprawia także optycznie wygląd skóry. Niestety może podrażnić skórę i wywołać wyprysk u osób wrażliwych.
Ostatnie cztery składniki to mineralne barwniki - trzy tlenki żelaza oraz dwutlenek tytanu - mineralny, przeciwsłoneczny filtr fizyczny oraz substancja bieląca - wszystkie razem nadają bazie cielistą barwę.
Skład: c11-13 isopraffin, talc, cera microcristallina (microcrystalline wax), mica, pvp/hexadecene copolymer (vp/hexadecene copolymer), polyethylene, tocopheryl acetate, bisabolol, parfum (fragrance), propylparaben, triclosan, propylene glycol, bht, ascorbyl palmitate, citric acid, glyceryl distearate, ci 77491 (iron oxides), ci 77492 (iron oxides), ci 77499 (iron oxides), ci 77891 (titanium dioxide)
Uff! Udało się przebrnąć przez tą lekcję chemii? Mam nadzieję, że tak.
Podsumowując - dużo konserwantów w tym małym cudeńku. Zarówno naturalnych jak i tych syntetycznych. Dobrych i złych. Nie powstrzyma mnie to co prawda od używania, bo w końcu nie stosuje się tego rodzaju kosmetyków aż tak dużo i na malutką powierzchnię ciała, ale składu po prostu nie mogę pochwalić. Niestety taki urok baz do cieni do powiek - w związku z tym, że mało się ich zużywa, muszą być jak najdłużej do użytku przydatne, żeby konsument chciał kupić ponownie, żeby się nie zepsuło, nie zaczęło brzydko pachnieć itepe. Prawdopodobnie wszystkie inne bazy pod cienie mają równie chemiczny skład... Chyba, że wystarcza nam gliceryna rozrobiona z wodą jako baza pod cienie... Dla mnie jej skuteczność jest jednak znikoma i zdecydowanie nawet nie ma co porównywać z bazą Art Deco. No i wychodzę z założenia, że co nas nie zabije to nas wzmocni :D :D :D. Wybór zawsze pozostaje w rękach kosumenta :).
Na zdjęciach mój egzemplarz bazy oraz swatche cieni do powiek - z bazą i bez niej:
górny rząd - cień z bazą, dolny rząd - cień bez bazy (lampa błyskowa)
górny rząd - cień z bazą, dolny rząd - cień bez bazy (bez lampy, światło sztuczne)
Napisze inaczej;-) skladowo przedstawia sie tak jak powinna-czyli ma skladniki,ktore odpowiadaja za jej jakosc i nie jest tak zle;)
OdpowiedzUsuńJedno mi sie w bazie ArtDeco nie podoba-opakowanie!!!niestety podczas uzywania z biegiem czasu tzn.jak doszlam do polowy opakowania robila sie coraz twardsza i trudniejsza w aplikacji a co za tym idzie uzywanie sprawialo trudnosc.Tracila swoje wlasciwosci i...zaliczyla kosz.Od tamtej pory wybieram poreczne i higieniczne tubki np.ukochana Lumene:D
Dokładnie tak jak piszesz :). Opakowanie też wydaje mi się mało praktyczne, niezbyt poręczne, niewygodne po prostu... Mam nadzieję, że mojej nie spotka taki los bardzo szybko... Może zacznę ją przechowywać w lodówce..?
OdpowiedzUsuńZ Lumene miałam doświadczenie, że tak powiem, od koleżanki, ale z tego co pamiętam cienie trochę się rolowały... ale to była na pewno ta starsza wersja sprzed paru lat - nie wiem jak spisuje się ta nowa.
Ja mam bazę z Kobo i na razie jest nieźle. :) Kosztowała 17 albo 18 zł, więc spoko. :) Opakowanie ma bardzo podobne do tej z Art Deco. :)
OdpowiedzUsuńOczywiście dodaję do obserwowanych i zapraszam serdecznie do mnie. ;)
http://xdominikax3.blogspot.com/
Odnosnie Lumene to znam stara i obecna wersje-niestety nie mam skladu dla porownania :( ale wg mnie zachowuje sie identycznie-zmienili szate graficzna i pojemnosc:( a poki co dobre noty zbiera baza z Mary Kay
OdpowiedzUsuńZywotnosc ArtDeco byla niezla ale jak doszlam do polowy opakowania to pozniej zaczely sie problemy takze poki co zycze przyjemnego uzywania:)
Miałam swoją baze z Artdeco jakieś 10 mies., wczoraj mi się skonczyła.. ehh..., i już pierwszego dnia stała się dla mnie niezbędna... przez ten czas nic się z nią nie stało, do końca była kremowa tak jak na początku, ja gdzieś od połowy aplikowałam ją gąbczastą końcówką jakieś kredki do smokey a potem rozcierałam palcem... dla mnie ta baza to cudo ;)
OdpowiedzUsuńnoooo dobra robota, tak dokładnej recenzji się nie spodziewałam. nie moge się doczekac kiedy skoncze znienawidzoną joko...
OdpowiedzUsuńrecenzja ciekawa:)
OdpowiedzUsuńja też męczę się z Joko.