Co my tu dziś mamy? Kolejnego mojego Lushowego faworyta - nie wiem czy zamienię go na inny, chociaż mam zamiar spróbować jeszcze jednego Lushowego peelingu do twarzy. Dark Angels na tą chwilę bije wszystkie znane mi dotychczas peelingi na głowę. Bo tak właściwie nie jest tylko peelingiem mechanicznym - wyjaśni nam to dokładniej jego skład, ale już na wstępie powiem, że nie jest to jedynie kupka peelingujących drobinek, a cała kopalnia superskładników robiących cuda na buzi.
Dlaczego go lubię? Bo chyba wszystko mi w nim pasuje, więc zacznę od plusów. Jest szalenie wydajny, niestety nie udało mi się ukończyć całego opakowania 100g przed upływem terminu ważności, czyli 3 miesięcy od czasu wyprodukowania. Uważam, że jeśli macie taką możliwość to warto brać go z kimś na pół. Druga zaleta - dla mnie, choć wiem, że to subiektywne odczucie, ma bardzo przyjemny zapach, części osób nie przypada do gustu, ja mam szczęście być w grupie tych, którym bardzo odpowiada. Przypomina mi zapach herbaty Earl Grey z dużą ilością kwiatów bergamotki. Bardzo dobre właściwości peelingu mechanicznego, drobinki nie za duże, nie za małe - takie w sam raz. Od razu ostrzegam - używać należy zgodnie z tym co pisze nam Lush na jego opakowaniu, czyli maksymalnie 1-2 razy w tygodniu, bo to prawdziwy hardkorowy zdzierak (w związku z tym nie polecałabym go osobom z cerą naczynkową lub bardzo wrażliwą). Nawet słynny efekt górnika mi się podoba, widzę gdzie nałożyłam a gdzie nie i to baaardzo dokładnie :D. Całkiem ciekawy! Mój pies przede mną uciekał i szczekał jak wyszłam z łazienki usmarowana Aniołkiem :D. Podoba mi się także fakt, że sama mogę modyfikować konsystencję preparatu - nakładam grudkę na zagłębienie dłoni, do tego kilka kropel wody i mam fajną pastę, która dobrze się nakłada na buzię. No i efekt - pozostawia skórę super świeżą, ściągniętą, oczyszczoną, wręcz "piszczącą" z czystości.
Czy ma minusy? Malusieńkie - dość krótki termin ważności (3 miesiące) - bo w składzie brak konserwantów - czyli jedno woleć - albo długoterminowy kosmetyk napakowany konserwantami, albo krótkoterminowy, ale jak najbardziej naturalny. Ja wybieram to drugie. Uważam, że nic nie stoi na przeszkodzie by część kosmetyku po prostu sobie zamrozić na później, a używać tylko części, bo substancje obecne w składzie nie są wrażliwe na niskie temperatury, a zamrożenie zapobiegnie procesom, które powodują psucie się kosmetyku oraz namnażanie drobnoustrojów. Po upływie terminu ważności można też po prostu wykorzystać go do peelingu ciała :). Jeszcze taki maciupenieczki (fajne słowo :D) minusik - jak wlezie między włoski brwi, to ciężko go domyć, ale mam wrażenie, że mam ciemniejsze, lepiej zarysowane brewki po jego użyciu więc właściwie to trochę na plus ten minus ;).
Na pewno jeszcze będę się w niego zaopatrywać, bo po prostu pokochałam go miłością od pierwszego użycia. Za co jeszcze go tak uwielbiam? Za skład oczywiście! Przyjrzyjmy mu się bliżej.
Pierwsze miejsce w składzie zajmuje glinka Rhassoul (lub jak kto woli - błoto ;) ). Spotkałam się również z nazwą Ghassoul. Jest to naturalna glinka pozyskiwana w Maroku i używana w kosmetyce północnoafrykańskiej a także bliskowschodniej już od wieków. Ma właściwości myjące i odtłuszczające, co zawdzięcza silnym właściwościom wymiennym kationów. Glinka ta absorbuje, czyli wychwytuje, zanieczyszczenia z naszej skóry, czyniąc ją czystą i świeżą.
Kolejny składnik to zimnotłoczony organiczny olej z awokado, jeden z najbardziej cenionych olejów w kosmetyce, ze względu na zawartość sporej grupy witamin, między innymi ważnych dla skóry - A i E oraz nienasyconych kwasów tłuszczowych, niezbędnych do prawidłowej budowy struktur lipidowych w komórkach skóry, a także na różnych poziomach biosyntezy składników koniecznych do prawidłowej budowy oraz fizjologii skóry. Nienasycone kwasy tłuszczowe wpływają na odżywienie skóry, przeciwdziałają stanom alergicznym skóry, hamują parowanie wody ze skóry (powstrzymują transepidermalną utratę wody - TEWL). Olej z awokado zawiera ponadto skwalen posiadający właściwości przeciwzapalne i przeciwgrzybicze. Jest też doceniany jako składnik kosmetyków pomocnych w walce z łuszczycą i egzemą.
Następny składnik to gliceryna opisana w poście o mydle Rock Star, o właściwościach silnie higroskopijnych, czyli dużej zdolności wiązania wody, a zatem nawilżania skóry. Tak jak w przypadku Rock Star, tutaj jak najbardziej do pochwalenia za jej obecność w składzie, bo kosmetyk nakładamy rozrobiony z wodą, więc zapewniamy skórze jej dostatek i nie doprowadzimy do tego, że gliceryna zamiast wodę związać w naszych komórkach i nawilżyć je, to wyciągnie ją ze skóry i wręcz przeciwnie - przesuszy. Jeśli zbyt mało klarownie to wyjaśniłam, to zapraszam do posta o Rock Star :).
Na liście pojawia się wreszcie sprawca górniczego looku, jaki funduje nam Dark Angels, czyli sproszkowany węgiel drzewny. Jemu też zawdzięczamy właściwości złuszczające, jakie kosmetyk posiada, bo drobinki sproszkowanego węgla świetnie się spisują w roli drobnego peelingu.
Kolejny składnik peelingujący to czarny cukier - tak czarny, nie brązowy, to nie pomyłka. Czarny cukier jest składnikiem kulinarnym popularnym w Azji, zwłaszcza na Tajwanie. Z wyglądu rzeczywiście przypomina cukier brązowy, ale zawiera jeszcze więcej dodatkowych składników mineralnych oraz melasy. W przeciwieństwie do cukru przetworzonego, nie rozpuszcza się aż tak łatwo, dlatego musi być dość mocno sproszkowany w kosmetyku. W Dark Angels jest użyty w formie drobinek - tworzy gruboziarnisty peeling, który mechanicznie złuszcza martwy naskórek.
Jedyny składnik "negatywny" w Dark Angels, to lauroilosarkozynian sodu, czyli tenzyd jonowy - substancja powierzchniowo czynna - spieniająca, ułatwiająca zwilżanie oraz poprawiająca przenikanie składników przez skórę. Znajduje się w czwartej grupie składników kosmetycznych - opisanych jako składniki umiarkowanego ryzyka, jego użycie w kosmetyku jest zatem ograniczone stężeniowo. Nie ma się jednak czego bać - choć może brzmi obco, nie zrobi nam więcej krzywdy niż popularne w ogromnej ilości kosmetyków SLS itp.
Kolejna na liście mieszanka pod nazwą perfume, odpowiadająca zapewne poniekąd za wyczuwaną przeze mnie bergamotkę, bo w składzie jako takim jej nie ma. Natomiast zaraz następnym składnikiem jest linalol, obecny w naturalnych olejkach eterycznych alkohol, nadający zapach konwaliowy.
Kolejny składnik to olejek z drzewa sandałowego, czyli jedno z najstarszych "pachnideł" znanych kosmetyce. Ma bardzo korzystne działanie na skórę, łagodzi wiele dolegliwości skórnych, ma właściwości antyseptyczne i ściągające, działa kojąco, łagodzi swędzenie oraz zapobiega namnażaniu się bakterii, które często stoją za pojawianiem się wykwitów trądzikowych na skórze.
Ostatnim składnikiem na liście jest olejek z drzewa różanego, który wbrew pozorom nie posiada zapachu róży. Drzewo różane rośnie naturalnie w Brazylii i niestety jest to gatunek zagrożony, ponieważ jego naturalne "zasoby" mocno uszczupliło właśnie wycinanie na potrzeby wytwórstwa olejku eterycznego. Właściwym surowcem, z którego tłoczy się olejek jest tu czerwono-żółte drewno o charakterystycznej woni. Olejek drzewka różanego wykazuje działanie regenerujące, sprzyja gojeniu i odbudowie nowych komórek skóry, działa antyseptycznie, antybakteryjnie, łagodząco oraz regulująco.
Skład: Rhassoul Mud, Organic Cold-Pressed Avocado Oil (Persea gratissima), Glycerine, Powdered Charcoal, Black Sugar, Sodium Lauroyl Sarcosinate, Perfume, *Linalool, Sandalwood Oil (Santalum austro-caledonicum vieill and Fusanus spicatus), Rosewood Oil (Aniba rosaeodora)
Po analizie składu, jestem nawet jeszcze bardziej zachwycona Dark Angels niż przed. W tej chwili jest składowo moim faworytem, numerem jeden i kosmetykiem na medal wśród kosmetyków, których receptura składa się z więcej niż jednego czy dwóch składników. Co tu dużo mówić. Po prostu jest super i polecam Czarnego Aniołka wszystkim, którzy borykają się z cerą tłustą lub mieszaną.
Hej Kochana, dziękuje za dobrą rade, napisz koniecznie jak tam nail tek bo mi niestety nie pomógł a miałam duże nadzieje;/ Mam nadzieje że u Ciebie spisze sie lepiej- robisz super bloga, naparwde kawał dobnrej roboty:)
OdpowiedzUsuńTrochę przeraża mnie ta czarna masa...
OdpowiedzUsuńNic w niej przerażającego ;) Jeden z moich ulubionych produktów jeśli chodzi o działanie i o skład.
OdpowiedzUsuńJuz sie chcialam napalic na zakup tego peelingu, doczytalam do konca, a tam ze do skory tlustej i mieszanej. Szkoda. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo tak, raczej takie jest jego przeznaczenie, zarówno przez producenta zalecane jak i wynikające ze składu. Uważam, że jest właściwie do każdego rodzaju cery OPRÓCZ WRAŻLIWEJ I NACZYNKOWEJ - w tym przypadku zdecydowanie odradzam, bo jest zbyt agresywny.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Dark Angels i choc nie moge sobie pozwolic przy obszarach naczynkowych na niego to zostawiam na inne partie twarzy i ciala.Jest trudny w obsludze bo nieziemsko brudzi ale..dzialanie naprawde wynagradza meczarnie;)
OdpowiedzUsuńNatalia:
OdpowiedzUsuńGdzie można go nabyć? na allegro brak niestety...
na www.lush.co.uk :) ale polecam zbiorowe zamówienia na wiażu ;)
OdpowiedzUsuń