niedziela, 30 grudnia 2012

Acerin - Forte - Antyperspirant do stóp


PLUSY:
- przyjemny zapach
- łatwa i wygodna aplikacja
- odświeża
- idealny na lato i do sportowego obuwia, a także na łyżwy/narty itp.
- wydajny
- profilaktyka przeciwbakteryjna i przeciwgrzybicza
- cena - około 12zł

 MINUSY:
- nie zauważyłam
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Tak jak pisałam już w przypadku innego produktu firmy Acerin - dezodorantu, nie borykam się z nadmiernym poceniem stóp. Wymyśliłam jednak pewną sytuację, w której rzeczywiście odczuwałam, że moje stópki pocą się bardziej niż zwykle i postanowiłam skorzystać z okazji i wypróbować ten produkt właśnie w tej konkretnej sytuacji, a mianowicie - na łyżwach oraz na nartach :). Łyżwy i buty narciarskie mają to do siebie, że są grube i mocno izolują stopę, ponadto ich używanie wiąże się z uprawianiem sportu, który wzmaga perspirację. Jazda na łyżwach i nartach to właściwie jedyne sytuacje, kiedy wyciągam z buta stopę nieco wilgotną (dochodzi też stopiony śnieg/lód), więc pomyślałam, że to dobra okazja na wypróbowanie antyperspirantu Acerin. Produkt w obu przypadkach poradził sobie przyzwoicie, więc myślę, że spokojnie zasługuje na 5-tkę, a w sytuacjach codziennych spisze się stuprocentowo (przynajmniej u mnie). Podoba mi się jego świeży zapach oraz fakt, że aplikacja jest w formie spryskiwania stóp - antyperspiranty - te do stóp, często są w kulce/rolce - co jest moim zdaniem niehigieniczne i niewygodne. Produkt jest ponadto wydajny i zawiera nie tylko substancje zapobiegające poceniu, ale także takie, które zapewniają profilaktykę przeciwgrzybiczą (tak, tak - ja i mój grzybowy schiz basenowy...).
Polecam do wypróbowania w sezonie zimowym wszystkim zwolennikom sportów śniegowo-lodowych :D - produkt jest niedrogi, a Lauru Konsumenta też nie dostał chyba za "piękne oczy" ;).

sobota, 29 grudnia 2012

Acerin - Sport Active - Dezodorant do stóp

PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach (na całe szczęście nie ma nic wspólnego z mentolem :D)
- odświeża
- chłodzi stopy
- idealny na lato i do butów sportowych
- wydajny
- nie pyli
- profilaktyka przeciwbakteryjna i przeciwgrzybicza
- cena - około 12zł
MINUSY:
- w zasadzie nie zauważyłam
OCENA OGÓLNA:
5/6
Nie mam dużego doświadczenia z tego typu kosmetykami, bo nie borykam się raczej z bardzo napastliwymi objawami pocenia stóp. Myślę, że moje stopy czynią to raczej w normie, no chyba, że spróbuję pomykać w kozakach latem, ale to raczej mało prawdopodobne (no dobra - w glanach się zdarzało ;))... W związku z tym uważam, że produkt w warunkach dla mnie standardowych sprawdza się bardzo dobrze, jednak szóstki nie dostanie, bo nie wiem jak sprawdziłby się u osób, dla których pocenie stóp jest większym problemem. Jeśli chodzi o moje wspomniane "doświadczenie" z dezodorantami do stóp, to owszem - próbowałam kilku, ale zazwyczaj odrzucał mnie mentolowo-kamforowy zapach, który miał mieć coś wspólnego z chłodzeniem i odświeżaniem... W tym przypadku jest inaczej, gdyż ten gagatek naprawdę ładnie i świeżo pachnie, daje sobie radę z odświeżaniem i chłodzeniem, a zapach jest przyejmnym unisexem, zbaczającym nieco w kierunku woni męskich. Z tego co sobie przypominam, wiele produktów odświeżających do stóp zawiera talk bądź inne pylidło - osobiście tego nie lubię i w tym przypadku na szczęście nie ma takich udziwnień. Dezodorant Acerin zaplusował u mnie także tym, że działa profilaktycznie przeciwgrzybiczo, a grzybicy boję się jak ognia (jestem osobą, która najchętniej nawet DO basenu wchodziłaby w klapkach :D).
Generalnie rzecz biorąc - dla mnie największy plus to niementolowy zapach i z tego względu mogę bardzo ten produkt polecić do wypróbowania, ale myślę, że każdy musi się przekonać "na własnej stopie", czy jego działanie jest wystarczające ;).

piątek, 28 grudnia 2012

Brwiowe pogotowie! - regulacja i korekcja brwi - Siulkowy niezbędniko-poradnik




Na temat regulacji brwi mogłabym prawdopodobnie napisać książkę, ale na dobry początek będzie post - właściwie - powtórka posta, który był jednym z pierwszych na moim blogu :). Wiem, że wiele z Was szuka informacji na ten temat, dlatego postanowiłam odświeżyć nieco kwestię i poczynić mały "apdejt", bo w ciągu 2 lat od napisania poprzedniej notki na ten temat, trochę się u mnie zmieniło.

Na początek - co się nie zmieniło? Nadal nie przepadam za czynnością regulacji brwi i nadal chętnie bym ją szerokim łukiem omijała, ale co pan zrobisz jak pan nic nie zrobisz, z krzakami chodzić nie będę... Ani z monobrwią ;). Tak jak 2 lata temu - nadal marzę o pięknych i regularnych brwiach jak u hindusek, jednak taka już moja natura, że mam swoje wypierdki i muszę z tym żyć. Nie znaczy to jednak, że nad nimi nie pracuję - a i owszem! Nawet Wam to pokażę :D.

Wypróbowałam chyba wszystkie możliwe metody regulacji brwi. Moim wcześniejszym faworytem była depilacja woskiem na gorąco, jednak samo przygotowanie "zabiegu" dawało mi się we znaki (pomijając fakt, że zdarzyło mi się boleśnie oparzyć i nabawić strupka...) i wróciłam do starej dobrej pęsety, jest to metoda pracochłonna i czasochłonna, ale najdokładniejsza. Zaopatrzyłam się jednak w nieco lepszy "sprzęt" - a mianowicie dobre, ostre pęsety, które dokładnie wyrywają nawet najmniejsze włoski, ale o tym później.

Próbowałam również tradycyjnej arabskiej metody nitkowania czyli zamerykanizowanego threadingu. Owszem - efekty całkiem niezłe, wyrywa też te malutkie włoski, ale za to z tymi większymi często miałam problem... Skóra wkręcała mi się między nitki, przyszczypywałam się - niespecjalnie mi się to podobało. Może rzeczywiście szybciej szło niż z pęsetą, ale nadal była to dla mnie metoda zbyt czasochłonna. Ciężko wykonać ją na samym sobie, ponadto wymaga dużej wprawy, aby zrobić to dobrze. Jeżeli kogoś interesuje dokładnie na czym polega ta metoda i jak ją wykonywać - łatwo się tego nauczyć na podstawie wielu filmików na youtubie pod hasłem threading.

Nie próbowałam - i nie zamierzam, choć słyszałam o amatorkach tego sportu ekstremalnego - golenia, uważam, że wszystko odbywa się zbyt blisko oka, w miejscu silnie unerwionym, ponadto efekt często jest niepożądany, zdarza się, że włoski nie chcą odrastać tak jak wcześniej. Ogólnie - nie polecam tej metody.

Przejdźmy jednak do metody regulacji, którą aktualnie stosuję najczęściej, a w dalszej części posta także do metod korekty kształtu brwi.

Przede wszystkim sprzęt - czyli czego potrzebuję, aby uzyskać wybrany kształt brwi - jedziemy zgodnie z kolejnością wykonywania zabiegu  - krok po kroku, czyli najpierw henna, później regulacja i ewentualnie cienie i woski do brwi.

HENNA
Wielkiej filozofii w farbowaniu brwi henną nie ma, warto jednak zaopatrzyć się w dobrą i sprawdzoną hennę. W moim przypadku jest to henna w żelu RefectoCil, która występuje w bardzo wielu odcieniach (ja używam czerni nr 1, oraz brązu nr 3), jest dostępna w hurtowniach kosmetycznych, niektórych drogeriach (częściej w tych małych drogeryjkach osiedlowych itp.), a także na allegro. Jej cena waha się w granicach 10-15zł. Opakowanie wystarcza na bardzo, bardzo długo, a efekt utrzymuje się do 2 tygodni. Jest to henna, która barwi głównie włoski, skórę raczej słabo lub wcale. Zupełnie dobrze współpracuje z najzwyklejszą wodą utlenioną z apteki (4-5 kropli na ilość henny wielkości ziarna kukurydzy), dobrze się rozrabia i świetnie nakłada - bez grudek, do nakładania używam malutkiego pędzelka płaskiego, szerokości około 3 mm. Henna Refecto-Cil nie zasycha na brwiach i daje się łatwo zmyć. Po nałożeniu należy pozostawić ją na brwiach przez około 10 minut - dłużej, gdy chcemy uzyskać mocniejszy efekt, lub krócej, dla efektu delikatniejszego, a następnie zmyć wodą. Może ona służyć także do farbowania rzęs :).
Jest to jedyna henna do brwi i rzęs, którą polecam z czystym sumieniem - pracowałam na niej zarówno na studiach jak i w gabinecie, zrobiłam setki (a może więcej?) farbowań i nigdy mnie nie zawiodła :).
Jeżeli nie macie wprawnej ręki/zdolności manualnych i odpowiedniego poczucia symetrii, radzę porzucić pomysł samodzielnego hennowania, a zaopatrzyć się w wosk lub cienie do brwi :). Jeżeli jednak zdecydowałyście się na samodzielną próbę i skończyła się ona opłakanym efektem, możecie spróbować zmyć hennę za pomocą popiołu z papierosów (tak, tak - popiołu ;)), wody utlenionej lub pasty do zębów ;).



REGULACJA
Najważniejszy sprzęt na tym etapie, to oczywiście pęseta - posiadam 3 sztuki - dwie skośne oraz jedną zaostrzoną - do malusich włosków. Przy wyborze pęsety najważniejsze jest to, by dobrze leżała nam w dłoni oraz była ostra - moje pęsety to - moja ulubiona -skośna, z Donegala, oraz dwie sztuki - skośna i zaostrzona z Sephory.
Co do kształtu - tak naprawdę wychodzę z założenia, że brwi mają przebiegać w miarę zgodnie z zarysem kości oczodołu, z większymi bądź mniejszymi odstępstwami - zgodnie z naszymi upodobaniami. Nie powinny przebiegać za wysoko, gdyż będziemy wyglądały na wiecznie zdziwione, ani też zbyt nisko, co nada nam srogi wygląd. Standardowa metoda linii od skrzydełka nosa przez zewnętrzny i wewnętrzny kącik oka jest pomocna w ustaleniu długości brwi, jednak już linia przebiegająca przez środek źrenicy, która ma wyznaczać miejsce kąta brwi, nie zawsze wskazuje idealną pozycję łuku i uważam, że trzeba polegać na swoim poczuciu estetyki i symetrii i odpowiednio zmodyfikować położenie "zagięcia".
Brwi nie mogą być za cienkie, gdyż wyglądają wówczas nienaturalnie i postarzają, natomiast zbyt grube i ciemne brwi mogą nadawać wygląd starego marynarza :D.
Pierwsze czego się pozbywamy to włoski pomiędzy brwiami, tworzące monobrew :D, następnie usuwamy włoski poniżej preferowanej linii brwi - ja zwracam szczególną uwagę na wewnętrzną część łuku tworzonego przez brew i wyskubuję w tym miejscu nieco wyżej, aby ów łuczek podkreślić. Jako ostatnie usuwam włoski  znad brwi, gdyż zwykle jest ich najmniej (u mnie), w środkowej części (zbliżając się do nosa) wyskubuję coraz niżej, aby jeszcze bardziej podkreślić łuk (najlepiej to widać na zdjęciach poniżej). Na koniec przycinam zbyt długie włoski - zwłaszcza te najbliżej nosa - ścinam od góry do szerokości brwi :).

CIENIE I WOSKI DO BRWI
Ostatnimi czasy coraz rzadziej sięgam po hennę - z braku czasu - taki rytuał jednak troszkę trwa ;), częściej natomiast przerzucam się na domalowywanie brwi (efekty będą na zdjęciach poniżej). W tym celu używam najczęściej jasnego, cielistego cienia - na łuk brwiowy, oraz cienia w odcieniu chłodnego brązu lub wosku. Moim szczególnym faworytem jest wosk z zestawu E.L.F. Eyebrow Kit w wersji Medium (planuję zaopatrzyć się też w wersję Ash - kosztuje około 20zł). Jego użycie jest banalnie proste - do zestawu dołączony jest mały, skośnie ścięty pędzelek, który w zupełności do tego celu wystarcza.
Na zakończenie przeczesuję jeszcze brwi grzebyczkiem oraz utrwalam ich ułożenie żelem do brwi - mój ulubieniec, również z E.L.F.'a niestety się skończył (wersja dwustronna), więc aktualnie używam żelu Miss Sporty - Just Clear Mascara (cena około 10zł).

Na poniższych zdjęciach przedstawiam Wam moje brewki w wersji krzaczorka - przed regulacją, następnie - wyregulowane, lecz nagie, oraz ostatecznie - pomalowane (tym razem zrezygnowałam z henny). Oczywiście pierwsze zdjęcie - najbledsze, a kolejne - po wyrywaniu, już zaczerwienione - bez podbijania koloru - już wiecie czemu tak nie lubię regulacji brwi ;).
Mam nadzieję, że to co tutaj nabazgroliłam okaże się choć trochę Wam przydatne - w razie czego, służę radą :).


czwartek, 27 grudnia 2012

Beauties Factory - Lipstick - 010 - Hot Pink - szminka


PLUSY:
- bardzo intensywne krycie
- ładny połysk - bez drobinek
- nie wysusza ust (choć nie powiedziałabym, że je nawilża)
- ładne, porządne opakowanie
- świetny kolor - prawdziwy, bezkompromisowy róż!
- przyjemna w aplikacji konsystencja - dość miękka, ale nie "rozpływająca się", dobrze się aplikuje
- przyjemny zapach
- cena - 13,90zł w sklepie cocolita.pl - do kupienia tutaj
- przyzwoita trwałość (bez jedzenia i picia - ok. 3 godziny)
- dolna część opakowania jest w kolorze pomadki, co ułatwia wyszukanie koloru

MINUSY:
- szybko znika z ust przy jedzeniu i piciu - zwłaszcza w środkowej części ust, podczas gdy obrzeża pozostają pomalowane co daje komiczny efekt - część szminki zjadamy ;)

OCENA OGÓLNA:
4+/6
Szminka zasłużyła na swoją ocenę w szczególności nasyconym kolorem oraz super kryciem. Na niekorzyść zadziałał fakt, że daje się szybko zjeść i w związku z tym wymaga poprawek po pewnym czasie. Dużym plusem jest cena pomadki, która - w obliczu wielu jej zalet, działa bardzo zachęcająco (w moim przypadku pewnie zakończy się to wkrótce kolejnymi egzemplarzami tego kosmetyku). Szminka daje ładne, połyskliwe wykończenie - coś jak balsamy do ust, bo do błyszczyka jednak trochę brakuje. Nie wysusza ust, ale także ich nie nawilża - nie oczekiwałam tego, jednak gdyby wysuszała, jej ocena spadłaby znacznie, bo nie znoszę takiego efektu (tym bardziej, że moje usta niemal non-stop same sobie świetnie radzą ze schnięciem na sucharek i dodatkowe wysuszanie jest im zupełnie zbędne...) - prawdopodobnie jest to zasługa tego, że konsystencja pomadki jest dość miękka i kremowa, jednak nie aż na tyle by produkt się łamał. Podoba mi się opakowanie szminki - wygląda porządnie, a w dolnej jego części mamy kolorowy element, który wskazuje na kolor pomadki - bardzo pomocne przy moim zbiorze mazideł doustnych :D.
Podsumowując - uważam, że jest to produkt godny zainteresowania i sama chętnie jeszcze przejrzę paletę dostępnych wariantów (wariatów?! :D) kolorystycznych.


czwartek, 20 grudnia 2012

Pharmatheiss Granatapfel - Handpflegecreme - Krem do rąk

PLUSY:
- przyjemny, "zimowy" zapach - kojarzy mi się z cynamonem
- fantastyczne działanie nawilżające
- długotrwale i dokładnie nawilża (nie muszę po 5 minutach znowu go nakładać jak to się działow przypadku wielu różnych kremów do rąk...)
- bardzo szybko się wchłania
- nie pozostawia tłustej warstwy na skórze
- estetyczne opakowanie - lubię kremy w metalowych tubkach
- przyjemna, dobrze rozsmarowująca się i lekka konsystencja
- bardzo wydajny - niewielka ilość wystarczy by przynieść ulgę naszym łapkom :)
MINUSY:
- brak zapachowych skojarzeń z granatem...
- niewygodna zakrętka - bardzo mała
- obawiałabym się noszenia go w torebce, bo tubka bardzo łatwo się odkształca i podczas otwierania "wypluwa" z siebie nadmiar kremu
- cena - około 30zł - adekwatna do jakości, jednak mimo wszystko - wysoka jak na krem do rąk
- mogą być problemy z dostępnością, ale myślę, że wystarczy poprosić w aptece o sprowadzenie go i będzie :)
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Ten krem do rąk jest moim odkryciem "ręczno-kremowym" tego roku. Bardzo się cieszę, że otrzymałam go do przetestowania, a pomimo ceny - chyba zdecyduję się na zakup, kiedy się skończy. Co tu dużo mówić - bardzo mi odpowiada. Odebrał palmę pierwszeństwa rossmanowskiemu kremowi Isana z mocznikiem, przede wszystkim bijąc go na głowę pod względem tempa wchłaniania i zapachu. Jedynie cenowo niestety wypada gorzej od Isany - ku mojemu ubolewaniu jest jakieś 5 razy droższy od "kremu za piątaka" ;). Mimo to, jestem skłonna kupić go ponownie, przede wszystkim dlatego, że niesamowicie szybko się wchłania, pozostawia uczucie nawilżenia, ale bez nieprzyjemnego tłustego filmu czy jakiejkolwiek odczuwalnej warstwy na skórze. Błyskawicznie nawilża i czyni to na długo - zdałam sobie z tego sprawę szczególnie kiedy wróciłam do domu na weekend i nie zabrałam go ze sobą - pomagałam mamie w sprzątaniu i wysuszyłam łapki na wiór - miałam ochotę trzymać je w wiadrze z wodą, użyłam chyba 10 różnych kremów i nic... W takiej samej sytuacji krem Pharmatheiss poradził sobie fantastycznie, nawilżając mi dłonie na naprawdę długi czas. Mogłabym właściwie dać mu nawet najwyższą ocenę - za działanie, jednak starając się być obiektywną, obniżyłam ją odrobinę, bo ta mała nakrętka doprowadza mnie czasem do pasji ;). Poza tym, ktoś mógłby się zasugerować, że krem pachnie granatem - no jak dla mnie to nie bardzo ;). Ja czuję cynamon, takie zimowe zapachy, które kojarzą mi się z ciepłem i świętami - nie narzekam na brak zapachu granatu prawdę mówiąc :), bo aromat tego kremu bardzo mi przypadł do gustu zwłaszcza na tą porę roku. Polecam :).

niedziela, 9 grudnia 2012

Zimowy spacer z Firmoo - Nerdy Glasses :)

To już moje drugie okulary z Firmoo - tym razem postawiłam na model "nerd" :D. Z poprzednich okularów, tych z przezroczystą oprawką, jestem bardzo zadowolona, więc spodziewałam się, że tak samo będzie w przypadku drugiej pary.
Nie myliłam się! Okulary znowu świetnie leżą, nigdzie nie uwierają, widzę w nich tak jak powinnam :).
Firmoo dodają do okularów twarde etui - tym razem dostałam eleganckie, czarne - tłoczone - bardzo porządne. Ponadto mamy jeszcze etui miękkie i szmateczkę do czyszczenia oraz mały śrubokręcik do okularów, w razie wysunięcia się śrubki.
Okulary prezentują się bardzo fajnie, uważam, że dobrze na mnie leżą :). To już drugi raz, kiedy okulary z Firmoo mnie nie zawiodły, choć dotychczas modele, które wybierałam, był dość zachowawcze... Może następnym razem zdecyduję się na coś bardziej ekstrawaganckiego? :D
Model, który mam znajdziecie tutaj:
http://www.firmoo.com/eyeglasses-p-1980.html
Moje są w wersji Black (C1)
Na stronie www.firmoo.com nadal trwa akcja First Pair Free - czyli - pierwsza para gratis - wybieracie okulary i płacicie tylko za wysyłkę, czyli około 20$, szczegóły programu:
http://www.firmoo.com/free-glasses.html.

Ewentualnie istnieje możliwość skorzystania z kodu rabatowego -15% dla osób, które kupiły już swoją pierwszą parę i chcą więcej, kod to: 44378b2c8d.


Jako że nosicielem okularów jestem na codzień (na zmianę z soczewkami), fajnie jest mieć ich wybór i móc dopasować je do stroju. Uważam, że okulary są dość istotnym jego elementem, gdyż na twarz zwracamy uwagę najczęściej, a okulary stanowią dużą zmianę w jej wyglądzie. Bardzo lubię dobierać okulary, które mam, do tego co założę i staram się, by wszystko do siebie pasowało :D. W tym przypadku okulary mają trochę "hipsterski" (hihihi!) styl, więc uznałam, że czapka-misio będzie idealnym dopełnieniem dla nich :D. Do prawdziwego hipstera jest mi co prawda daleko - świadczy o tym chociażby brak ajfona (i generalnie ambiwalentny stosunek doń), umięjętność egzystowania bez dostępu do Starbaksa czy brak fotek codziennego obiadu na Instagramie :D, ale czerpanie z nurtu uważam za całkiem zabawne, więc nie bierzcie tego zbyt poważnie :D. Nieodłącznym zatem elementem hipsterskiego outfitu są moim zdaniem właśnie takie okulary, ale z powodzeniem wykorzystuję je w strojach codziennych, zarówno tych bardziej eleganckich (myślę, że takie okulary mogą się fajnie zgrać z bardziej poważnym strojem) jak i luźnych, casualowych.

Dziękuję Ani, która wybrała się ze mną na krótki zimowy spacerek w celu zdjęciorobienia :D.

Jeżeli kogoś interesuje co mam na sobie, to raczej się zawiedzie, bo nic specjalnego - oprócz czapki, która jest prezentem imieninowym i którą uwielbiam <3, sweter oversize jest z lumpeksu (13zł) - pochodzi z Vero Mody, komin - kupiony pierdyliard lat temu nie pamiętam gdzie, spodnie ze Stradivariusa i buty, które co roku wzbudzają wielką dyskusję czyli pseudo-emu - przepraszam jestę studentę, nie stać mnie na oryginały, z Biedronki :D. Ja osobiście uwielbiam je, chociaż wyglądają jak walonki, to są ciepłe, a ja notorycznie marznę zimą ;). Niestety nie nadają się na pluchę, bo przemakają jak szalone...

Jak na prawdziwego pseudo-hipstera przystało - zdjęcia podrasowane na Instagram-stajl :D.






Poza typowa dla blogerek modowych - paszcza w dół :D. Hihi :D.


Paszcza w dół - wyższy level :D.



So much cocaine :D.


Taaa... Nieudana próba wykonania zdjęcia z podrzucaniem śniegu skończyła się wylądowaniem rzeczonego na moim paszczoryjku :D.


Przy okazji lakier Virtual - Wonder Woman załapał się na fotkę - recenzja niedługo :).


Idę...


Albo nie idę...?

No i co myślicie o tym modelu okularów? Następnym razem chyba zdecyduję się na coś bardziej wystrzałowego, szalonego i nietypowego :D. Może w kolorze? :D

czwartek, 6 grudnia 2012

Sleek - Face Form - Contouring&Blushing Palette - Fair - paleta do konturowania z różem + Mikołajkowy rabat od Cocolita.pl

W ramach współpracy z jedną z moich ulubionych drogerii internetowych - cocolita.pl, otrzymałam paletę Sleek do konturowania twarzy wraz z różem w wersji Fair. Jeśli wpadacie na mojego bloga częściej, to pewnie wiecie, że  firma Sleek jest moją ulubioną marką "cieniową", jednak wcześniej nie miałam okazji wypróbować innych ich kosmetyków, choć w ofercie mają sporo. Bardzo się ucieszyłam, że poznam nowy kosmetyk Sleeka i dzisiaj prezentuję (omnomnom - prezenty!) Wam jej recenzję :).

Razem z drogerią cocolita.pl zapraszam Was do skorzystania z Mikołajkowego rabatu na zakupy w sklepie :).
Aby otrzymać rabat 7% na zakupy w cocolita.pl należy podczas zamawiania kosmetyków wpisać w rubryce "kod rabatowy" hasło: 
"Siulka Mikołajem"
 :). 
Rabat jest ważny do końca tygodnia, więc możecie zaopatrzyć się w prezenty nie tylko dla siebie, ale też przemyśleć kwestię upominków świątecznych dla swoich sióstr, mam, babć, cioć, przyjaciółek a może córek? :D
Zachęcam Was do zapoznania się z bajecznie szeroką ofertą drogerii :).

A teraz zapraszam do recenzji!

 PLUSY:
- piękna gama kolorystyczna
- dobrane odcienie - pasują do siebie i mogą być z powodzeniem użyte w jednym makijażu
- świetna pigmentacja
- 3 kosmetyki w 1 - duża wygoda użycia
- duże lusterko
- jak zwykle w przypadku Sleeka - estetyczne, profesjonalne opakowanie
- duże wymiary każdego z elementów - 5cm x 3cm
- przyjemny zapach
- świetnie się spisuje w roli cieni do powiek
- gładka, satynowa "konsystencja", łatwo nabiera się na pędzel
- trwałość - cały dzień
- cena - 46,90zł - a dostajemy jakby 3 kosmetyki - klik!
MINUSY:
- bardzo dobra pigmentacja - paradoksalnie ;) - niewprawna łapka może mieć problemy z aplikacją, gdyż pigmentacja jest niesamowicie intensywna - radzę nakładać delikatnie :)
OCENA OGÓLNA:
6/6
Aktualnie mój hitowy produkt do konturowania, odkąd dostałam tą paletkę nie używam nic innego przy makijażach w ciepłych tonacjach (do tonacji chłodnych potrzebuję różu w odcieniach różowych - masło maślane hehe ;)). Z pewnością zaopatrzę się także w palety róży Sleek Blush by 3, bo przypuszczam, że mają podobną jakość i znajdę tam właśnie idealny różowy róż, co pozwoli pozbyć się całego wora różowych niewypałów... Pigmentacja jest boska, a róż (ktoś już zaczął liczyć ile razy mi się to słowo w tej notce powtórzyło? :D) ma piękny odcień - jest delikatnym kameleonem, który z ciepłej cegiełki przechodzi w złocistą brzoskwinię - próbowałam to ująć w ostatnim zdjęciu - na swatchach, gdzie możecie także zobaczyć jak świetnie napigmentowany jest ten kosmetyk. Bronzer jest matowy - dla mnie idealny, nie ma w nim ani grama pomarańczu, wygląda bardzo naturalnie. Po raz kolejny Sleek mnie nie zawiódł!





wtorek, 4 grudnia 2012

Siulkowa wishlista świąteczna - chciałabym... chciała...

Mikołaj za pasem, Święta też już blisko, więc doszłam do wniosku, że zaprezentuję Wam produkty kosmetyczne, które są na mojej wishliście :). Nie dotyczy ona tylko i wyłącznie Świąt - ogólnie - są to rzeczy, które prędzej czy później (raczej później...) znajdą się w moim posiadaniu :). Być może zainspirujecie się i znajdziecie wśród nich też coś dla siebie :D.

Jedynym pewnym prezentem świątecznym - co prawda nie kosmetycznym, ale związanym z blogiem, będzie namiot bezcieniowy, który bardzo mi się przyda i uprzyjemni robienie zdjęć. Na nowy aparat niestety aktualnie mnie nie stać, więc spróbuję chociaż w taki sposób ułatwić sobie pracę :).

A zatem... Drogi Święty Mikołaju... Droga Gwiazdko... Chciałabym...
1. Sleek i-Divine PPQ Shangri-La Respect Palette - myślę, że nikomu nie trzeba palet Sleeka przedstawiać - ja jestem w nich zakochana od pierwszego wejrzenia, a Respect niezmiernie kolorystycznie przypadła mi do gutstu <3.
2. Bourjois Maxi Frange Waterproof Mascara - Noir Volcanique - w Polsce niestety niedostępna... Jest to mój absolutny hit, KWC, mogę o nim mówić w samych superlatywach - daje teatralny efekt, jest niesamowicie czarna, lubię jej zapach, a także design opakowania - mój ideał! Mam nadzieję, że uda się ją jeszcze jakoś zdobyć ;)
3. Fruttini - Cherry Vanilla - Body Scrub - uwielbiam kosmetyki z tej linii zapachowej - jest to jeden z moich ukochanych zapachów! Mam aktualnie żel pod prysznic (a nawet podwójny zapas :D) oraz masło do ciała i chcę jeszcze!
4. Sleek i-Divine PPQ Shangri-La Supreme Palette - kolejna paleta z tej serii - również kolorystycznie mnie do siebie przekonała i chcę! :D
5. Fruttini - Cherry Vanilla - Body Spray - mgiełka do ciała - motywacja - jak wyżej - mmm... ten zapach!
6. Dermacol - Compact Powder - mój ulubiony puder z serii pudrów "z koronką" - dostałam go kiedyś w ramach współpracy z firmą Dermacol i bardzo chętnie do niego wrócę, jednak nie jest zbyt dobrze dostępny (bo już dawno bym go miała!). Możecie znaleźć jego recenzję tutaj.
7. Auriga - Flavo C - Serum - marzy mi się od dawna... Jest to kosmetyk, którego zamierzam używać w profilaktyce przeciwzmarszczkowej - w moim przedziale wiekowym suplementacja witaminy C jest kluczowym etapem walki z przyszłymi zmarszczkami.
8. Klej do sztucznych rzęs DUO-adhesive - jakoś nie mogę się go "dorobić"... W końcu będzie mój!
9. La Roche Posay - Effaclar Mat - bardzo lubię Effaclar Duo, chciałabym spróbować wersji mat, gdyż aktualnie moim największym problemem jest błyszczenie się twarzy - zwłaszcza na policzkach w okolicy nosa...
10. Farmona - Jantar - Odżywka do włosów i skóry głowy - gdy skończę kurację Novoxidylem zamierzam wypróbować słynnego Jantara, aby kontynuować kurację przeciwko wypadaniu włosów.
11. Lioele - Dollish Veil Vita -Natural Green - zainteresowała mnie nim jakiś czas temu Hexxana, wybiorę odcień zielony dla zniwelowania rumieńców.
12. Bandi - Young Care - Krem złuszczający na noc - miałam kiedyś jego próbkę i pamiętam, że byłam pod wrażeniem, bo działanie było fenomenalne, zatem również znalazł się na mojej liście :).
13. Virtual - Maxi Brilliant Lip Gloss - otrzymałam kiedyś w ramach współpracy w odcieniu 12 i zakochałam się w nim, co z resztą widać w recenzji - tutaj.
14. Farmona - Sweet Secret - Szarlotka z bitą śmietaną i cynamonem - Szarlotkowy peeling do ciała - bardzo kusi mnie ten obiecywany zapach szarlotki - idealna opcja na święta <3. Tak się składa, że otrzymam zestaw kosmetyków w tej wersji zapachowej w ramach współpracy, więc... jaram się! :D
15. Tangle Teezer - tego ustrojstwa chyba nie muszę przedstawiać - ponoć fenomenalna szczotka - chciałabym się przekonać - mam nadzieję, że nie zawiedzie moich włosków :)
16. Skinfood - Facial Water Vita-C Cream - krem z witaminą C od jednej z moich ulubionych firm azjatyckich. Miałam okazję przetestować próbkę, która doczekała się nawet recenzji (klik!) - wtedy mnie uwiódł, liczę na to, że niedługo u mnie zagości :).
17. Batiste - Dry Shampoo - chcę! Najlepiej wszystkie wersje zapachowe! Ostatnio mogłyście przeczytać u mnie jego recenzję (klik!) i przekonać się, że jestem zachwycona tym suchym szamponem - nie rzucam słów na wiatr i zamierzam zamówić kilka różnych wersji zapachowych :).

Jak widzicie kilka produktów na mojej liście to już sprawdzone hity, jest jednak wiele nowości, które po raz pierwszy znajdą miejsce w moich zbiorach. Liczę na to, że nie zawiodę się na żadnym z tych produktów ;).

Jeżeli znacie kosmetyki/produkty, które mam na liście, chętnie poczytam co o nich sądzicie - być może zweryfikuję swoją listę, jeżeli ktoś mnie przekona, że nie warto :D.

Znalazłyście wśród moich typów coś dla siebie? :)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Acerin - Cool Relax - Żel chłodząco-relaksujący

PLUSY:
- chłodzące działanie - zgodnie z zapowiedzią producenta
- przyjemna, żelowa konsystencja
- szybko się wchłania
- łagodzi zmęczenie - przynosi ulgę
- natychmiastowe działanie
- cena - około 12zł za 75ml
- wydajny
- miękka tuba - łatwo wydostać żel z opakowania
- żel nie jest zbyt lejący
MINUSY:
- odrobinę wysusza skórę - prawdopodobnie przez zawartość mentolu
- zapach mentolu - osobiście nie należy do moich ulubionych
OCENA OGÓLNA:
4/6
Jeżeli chodzi o działanie łagodzące zmęczenie i ciężkość nóg, to rzeczywiście działa. Właściwie moim największym zarzutem wobec tego żelu jest fakt, że trochę wysusza skórę - obwiniam o to mentol w składzie. Mentol nadaje również działanie chłodzące oraz zapach - osobiście nie mój ulubiony ;). Ten żel pod względem konsystencji i chłodzącego działania bardzo przypomina mi żel chłodzący po opalaniu od Eveline ;). Ogólnie rzecz biorąc jestem z tego produktu zadowolona, gdyż często mam uczucie "ciężkich nóg" i rzeczywiście żel spisuje się dobrze w łagodzeniu takich dolegliwości - myślę, że w okresie ciąży również może być pomocny na zmęczone nogi i opuchliznę. Będę do niego wracać szczególnie w lecie, bo wówczas częściej pojawia się u mnie opuchlizna stóp, a samo uczucie chłodzenia jest wysoce pożądane ;).
Więcej informacji znajdziecie na stronie producenta - tutaj.