poniedziałek, 29 października 2012

Firmoo-we okulary!


Jak zapewne zdążyłyście zauważyć, w blogosferze zaroiło się od Firmoo-wych okularów :D. Wiele bloggerek skorzystało z możliwości otrzymania darmowych okularów, co moim zdaniem ma jedną bardzo pozytywną stronę - zmobilizowało wiele z nas do skontrolowania swojego wzroku :). Piszę "nas", ponieważ sama skusiłam się na ofertę Firmoo i od niedawna cieszę się nowymi szkłami!

Moja "wzrokowa" historia jest baaardzo długa... Od dzieciństwa miałam problemy ze wzrokiem - urodziłam się jako małe "zezowate szczęście" - przy patrzeniu w bok "uciekało" mi oczko, więc od maleńkości chodziłam w okularach korygujących tego lekkiego "strita" :D. Później - w okresie dojrzewania i nasilonego wzrostu, wzrok również mi poleciał i od tamtego czasu jestem krótkowidzem - czyli noszę "minusy", a konkretnie -2,25 w oku lewym i -3,00 w oku prawym (dodajmy do tego jeszcze astygmatyzm...), w związku z czym jestem niemalże ślepa jak kret (w moim mniemaniu :D). Od 10 lat jestem dumnym nosicielem soczewek kontaktowych, co znacznie ułatwia mi życie, jednak nie sposób w niektórych sytuacjach obyć się bez okularów... 

Okularnice zdają sobie sprawę jak dużym wydatkiem potrafią być okulary, dlatego sama z chęcią przyjęłam ofertę Firmoo - skusiłam się na oprawki z ich oferty i stworzenie okularów specjalnie dla mojej wady - zgodnie z receptą z kontroli okulistycznej. Wybrałam oprawki w dość klasycznym kształcie, plastikowe, przezroczyste - spodziewałam się, że będą mi pasować, ponieważ mam już w podobnym kształcie czarne oraz brązowo-panterkowe. 


Muszę przyznać, że obawiałam się takiego zamawiania "w ciemno", ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda ;). Oprawki dotarły do mnie w ekspresowym tempie, a moje obawy okazały się zupełnie niesłuszne! Okulary są świetne - prawdę mówiąc pasują na mnie lepiej niż jedne z moich wcześniejszych - dobieranych u optyka osobiście - są bardzo wygodne, a szkła są dobrze dobrane - widzę tak jak powinnam.


Co do jakości samych oprawek nie mam żadnych zastrzeżeń - są porządnie zrobione i wyglądają jeszcze lepiej niż na stronie - w górnej części są matowe, w dolnej błyszczące - jestem zadowolona ze swojego wyboru - ten konkretny model znajdziecie tutaj: http://www.firmoo.com/eyeglasses-p-1567.html.


Oprócz okularów otrzymałam jeszcze jedno etui plastikowe, jedno miękkie oraz szmatkę do wycierania okularów i mały metalowy "diwajs", który nie wiem do czego służy - wydaje mi się, że to śrubokręcik, ale jeszcze go dobrze nie obadałam :D. Jeśli chodzi o kontakt z firmą - jest naprawdę świetny i bezproblemowy,  a odpowiedzi na nasze pytania pojawiają się bardzo szybko :). 

Aktualnie Firmoo proponuje pierwszą parę okularów za darmo, a konkretniej w cenie przesyłki, która wynosi około 19$ czyli jakieś 60zł - myślę, że taka cena za okulary to bardzo duża okazja - wiem już na pewno, że moja mama zdecyduje się na zamówienie, bo zgubiła swoje niedawno kupione okulary i nie ma ochoty wywalać znowu co najmniej 400zł na nowe... Więcej szczegółów na ten temat poznacie klikając na ten link: http://www.firmoo.com/free-glasses.html.

Podsumowując - jestem zadowolona zarówno z samych okularów - ich wykonania, wygody, wyglądu i jakości widzenia, jak i z jakości obsługi oferowanej przez Firmoo, ich szerokiego asortymentu, możliwości "przymierzenia" okularów do swojego zdjęcia i profesjonalizmu :). Jeżeli nie boicie się zamawiać w ciemno - bez przymiarki, to jak najbardziej mogę Wam stronę www.firmoo.com polecić - szczególnie ze względu na ich ciekawe programy promocyjne :).

A teraz pora na zdjęcia! :D Mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie, że okularki są całkiem nieźle dobrane jak na zamówienie "na odległość" :D.







I bonusowe zdjęcia z moim małym szarym bandytą, który przypałętał się pod nogi podczas cykania fotek - Luśką :D.




niedziela, 21 października 2012

Anatomicals - Stop Cracking Up Lip Balm - balsam do ust + Lush - zamówienie?

PLUSY:
- cudowna konsystencja - miękka, delikatna, natłuszczająco-nawilżająca
- świetnie zmiękcza spierzchnięte wargi
- wygodny aplikator
- bardzo duża pojemność
- cena - 8zł
- przyjemne uczucie na ustach po posmarowaniu
- efekt tafli jak po transparentnym błyszczyku
- bardzo dobry skład
- fajne opakowanie - ciekawy design
- świetny, humorystyczny opis kosmetyku na opakowaniu
- nie klei się
MINUSY:
- brak zapachu/smaku
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Paczkę z kosmetykami Anatomicals udało mi się wygrać na Spotkaniu Śląskich Bloggerek. Od razu było widać, że to firma z "jajem" - założyciel ma chyba super poczucie humoru - opisy na opakowaniach produktów są świetne, a do tego jeszcze główne hasło firmy - "We only want you for your body" - SUPER! Nie miałam wcześniej przyjemności spotkać się z tymi kosmetykami, więc tym bardziej chętnie zabrałam się do testowania. Na pierwszy ogień poszedł balsam do ust. Ja niestety cierpię na notoryczne pierzchnięcie warg - dotychczas przetestowałam już wiele balsamów - w tym słynny Tisane i Carmex, ale ani jeden ani drugi nie spełnił moich oczekiwań w 100%. Tisane - niehigieniczna aplikacja ze słoiczka, chociaż wiem, że pojawiła się teraz wersja w pomadce - muszę wypróbować! Z kolei Carmex zapachowo mnie zabija - nawet wersja wiśniowa nie do końca mnie satysfakcjonuje... W przypadku balsamu Anatomicals z zapachem nie ma problemu - po prostu go nie ma - dla mnie to trochę minus, bo uwielbiam pachnące produkty do ust, ale niech będzie - przynajmniej mnie nie drażni ;). Największym plusem tego produktu jest jego konsystencja i uczucie jakie pozostawia na ustach - lekkie natłuszczenie i nawilżenie - taka śliskość, bardzo przyjemna, a przy tym nieklejąca! Co do działania na spierzchnięcia - nie mam zastrzeżeń! Usta są zmiękczone i nawilżone. Aplikator jest wygodny, a duża tubka wystarczy na długo. Ponadto cena jest bardzo zachęcająca - 8zł - aż nie mogłam uwierzyć, że to takie tanie! Na pewno zdecyduję się na bananową wersję tego balsamu, którą widziałam na stronie producenta - http://www.anatomicals.pl/, gdzie znajdziecie również możliwość zakupu ich produktów przez internet.
Osobiście - bardzo Wam polecam ten balsam - jeżeli wpadnie w Wasze łapki, to naprawdę warto go wypróbować!





Z serii - ogłoszenia parafialne - nie miałybyście ochoty na zamówienie z Lusha? Pojawiły się świąteczne produkty i noszę się z zamiarem poczynienia zamówienia, niestety wysyłka to 20 funtów - przy zbiorowym zamówieniu z pewnością wyszłoby znacznie taniej :). Dajcie znać w komentarzach, a ja wymyślę jakiś sposób na ogarnięcie tego :).


niedziela, 14 października 2012

Paese - Long Cover Fluid - 01 Jasny beż

PLUSY:
- świetny odcień - naprawdę jasny beż
- nie świnkuje :D
- nie zmienia koloru
- dobra konsystencja - łatwo się aplikuje, nie robi się "tępy" na buzi
- przyjemny zapach
- bardzo dobrze kryje
- cena - około 27zł
MINUSY:
- aplikator trochę mało higieniczny
OCENA OGÓLNA:
5/6
Po moim poprzednim spotkaniu z produktem firmy Paese (Puder "ryżowy") nie spodziewałam się zbyt wiele po ich kosmetykach, jednak spotkało mnie miłe zaskoczenie. Podkład Long Cover Fluid uważam za naprawdę dobry produkt, przede wszystkim za jego świetne krycie. Lubię, kiedy kosmetyk spełnia obietnice producenta - jeżeli szukam podkładu kryjącego, którego właściwości kryjące podkreśla producent, a później okazuje się, że z kryciem jest kiepsko to jestem po prostu zła - odbieram to jako oszustwo. W tym przypadku podkład ma być kryjący i jest! Powiem więcej - kryje świetnie, a jednocześnie nie robi na twarzy sztucznej maski. Nie zgodzę się jednak z obietnicą firmy, jakoby podkład miał mieć również właściwości matujące - no raczej nie... Daje on dość naturalne wykończenie, ale nie nazwałabym go matowym - zawsze muszę użyć pudru. Plusem jest jednak fakt, że po przypudrowaniu matowy efekt pozostaje na dość długo. Podkład ma bardzo dobry dla mnie kolor i aktualnie używam go bardzo często - zdradzając ukochane BB-kremy, więc możecie sobie wyobrazić, że produkt ten rzeczywiście musi być niezły :). Polecam go szczególnie osobom, które poszukują w podkładach dobrego krycia :). Uważam, że ze względu na swoją treściwą konsystencję będzie świetnym produktem jesienno-zimowym - na wiosnę i lato wybieram lżejsze rozwiązania :). Jeśli chodzi o minusy tego produktu, to wymieniłam tu aplikator - może się wydawać nieco mało higieniczny, gdyż dotykamy podkładem bezpośrednio do skóry, a potem ląduje on z powrotem w opakowaniu. Ja rozwiązałam ten problem w taki sposób (i robię tak ze wszystkimi podkładami), że nakładam produkt aplikatorem na wierzch dłoni, a stamtąd dopiero pędzlem/gąbką/palcem - na twarz. Wierzch dłoni jest zazwyczaj dość czysty, nie ma styku bezpośrednio z zanieczyszczeniami, więc możemy być w miarę spokojne, że nie wpłyniemy znacząco na stan zawartości opakowania.


niedziela, 7 października 2012

Sesja u Eweski - jesienny plener

Jakiś czas temu wygrałam u Eweski z bloga Pędzlem Malowane sesję zdjęciową - dzisiaj czas na efekty naszej wczorajszej współpracy :).
Było mi bardzo miło stanąć przed obiektywem tak uzdolnionej osoby jak Ewelina, a także poznać bliżej ją i jej dwa szkraby, w których towarzystwie wybrałyśmy się w plener.
Szczęśliwie pogoda dopisała - mnie zależało na zdjęciach plenerowych - bardzo lubię taką nostalgiczną, jesienną estetykę, a Eweska pięknie ją uchwyciła i zupełnie zauroczyła mnie efektami!
Eweska dodała zdjęcia również u siebie - tutaj - zapraszam do odwiedzenia jej bloga!
A teraz czas na zdjęcia - chyba nikt nie ma wątpliwości co do zdolności Eweliny :D.
Kochana - po raz setny - bardzo, bardzo dziękuję!


















środa, 3 października 2012

Siulka studiuje... witamy na II roku!

Nietrudno się zorientować, że ostatnio zaginęłam nieco blogowo... Oczywiście jest to spowodowane powrotem na studia - przede mną II rok kierunku lekarsko-dentystycznego na Śląskim Uniwersytecie Medycznym - Wydział Lekarski z Oddziałem Lekarsko-Dentystycznym w Zabrzu-Rokitnicy :).
Szczęśliwie sesję udało mi się zamknąć jeszcze w czerwcu, więc nie dopadła mnie kampania wrześniowa, jednak wakacyjna laba musiała kiedyś dobiec końca... Prawdę mówiąc - tęskniłam już za Zabrzem i znajomymi z uczelni! Nawet perspektywa zajęć z biochemii czy fizjologii nie przysłania mi radości z tego, że znowu spotykam znajome twarze i zaliczam pierwsze inauguracyjne imprezy :D. 
W związku z tym, że nauka zawsze była, jest i będzie moim priorytetem, zapewne nieco ucierpi na tym blog, a konkretniej - częstotliwość postów - mam nadzieję, że mimo wszystko będziecie do mnie wpadać, kiedy zdecyduję się skrobnąć co nieco od czasu do czasu w ramach przerwy od nauki :D.
Tymczasem ja wracam do lektury fizjologii na piątkowe zajęcia - najbliższy kosmetyczny post może uda się skleić do końca tygodnia - oby!
Buziaki!
Siulka