Z produktami firmy Synesis mam do czynienia od całkiem długiego już czasu - od rozpoczęcia naszej współpracy - bodajże w wakacje zeszłego roku. Miałam okazję wypróbować kilka ich kosmetyków - jedne podobały mi się bardziej, inne - mniej. Chyba większość firm kosmetycznych ma "dzieła" świetne oraz takie, które nie do końca przypadają mi do gustu. Nie zaprzeczam, że często jest to kwestia moich osobistych upodobań czy "widzimisię" ;). Esencja francuska, która zrobiła furorę na wielu blogach, w moim przypadku nie sprawdziła się tak, jak bym tego oczekiwała, więc oczywiście wymagania wzrosły. Czekałam na produkt tej, dość ekskluzywnej i luksusowej firmy, który powali mnie na kolana, rzuci o ścianę, zacznie łupać moją głową o kaloryfer, a ja będę chciała jeszcze. Czy tak było w przypadku dwóch produktów, które mam Wam dzisiaj do zaprezentowania? Powiem tylko tyle - zbieram zęby z podłogi ;).
PLUSY:
- to naprawdę zwęża pory O.O
- bardzo przyjemna konsystencja
- idealnie się wchłania - szybko i do matu
- nie pozostawia odczuwalnej warstwy na skórze, jest bardzo lekki
- nie pozostawia uczucia ściągnięcia (wbrew nazwie ;))
- skład
- niesamowita wydajność
- nie zapycha, nie powoduje zaczerwienień
- pozytywnie działa na wszelkie zmiany trądzikopodobne
- nie wysusza
- poprawia/ujednolica wygląd cery (nie mam pojęcia jak skubaniec to czyni O.O)
- ujędrnia, napina skórę
- nadaje rodzaj zdrowej "świetlistości" (o dżery, ale jadę poezją...)
- działanie "instant" jak zupka w proszku :D
- estetyczne opakowani
- polska marka
- nadaje się na dzień i na noc (chociaż wg producenta to "dzienniak")
MINUSY:
- zapach - mocno cytrusowy - lemongrasowy jak na mój nos... trochę daje CIFem ;)
- cena - 115zł za 50ml (jednak w obliczu szalonej wydajności i działania - byłabym w stanie wydać taką kwotę) - tutaj
OCENA OGÓLNA:
6-/6
Ja się pytam jak to działa?! Jakim cudem jeden krem daje jednocześnie te wszystkie efekty, które opisałam w plusach?! No cudak jakiś i tyle. Jestem bardzo, bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem tego kremu. Nazwa "ściągający" moim zdaniem ujmuje temu produktowi wiele i może zniechęcać, jednocześnie prawdopodobnie gdyby producent użył słowa "napinający" być może nie oddawałoby to do końca możliwości kosmetyku, a także mogłoby zostać potraktowane jako tani chwyt marketingowy. Tiu, tiu, tiu napinający - trele morele. Ale naprawdę to robi. Skóra wygląda dużo lepiej od razu po pierwszym zastosowaniu, a regularne używanie bardzo jej służy, gdyż krem działa antybakteryjnie i trzyma w szachu wszelkie trądzikopodobne potwory. Świetny skład produktu daje o sobie znać w najlepszej możliwej formie. Z mojej strony - chapeau bas w kierunku firmy Synesis i duże podziękowania za podarowanie mi pełnowymiarowego opakowania produktu. Gdybym dostała próbkę pewnie byłabym właśnie lżejsza o 115zł lub zażyczyła sobie ten krem pod choinkę, bo to co robi z rozszerzonymi porami to jest chyba jakaś magia... Minusik jest maciupeńki - za zapach... No jak ja nie trawię cytrusów! Wszystko co pachnie cytrusowo automatycznie kojarzy mi się z zapachem mleczka do czyszczenia... Jednak wybaczam zapach, bo kocha się nie za coś lecz mimo wszystko :D.
EFEKT:
PLUSY:
- fenomenalnie wygładza cerę - zwłaszcza rozszerzone pory
- przedłuża trwałość makijażu
- opóźnia moment, kiedy zazwyczaj zaczynam się "świecić" o około 2 godziny
- nadaje atłasową gładkość skórze - nazwa się zgadza ;)
- łatwy w aplikacji
- gładka konsystencja
- pozostawia skórę matową
- konsystencja dość gęsta, treściwa, ale nie ciężka, gdyż jest to rodzaj żelu
- nie jest wyczuwalny na skórze - nie powoduje dyskomfortu, uczucia "warstwy"
- ułatwia aplikację podkładu
- sprawia, że podkłady, które na "gołej" skórze się ważyły, już tego nie robią
- przezroczysty
MINUSY:
- bezzapachowy (bo wiecie... ja lubię jak ładnie pachnie...)
- cena -180zł za 30ml - tutaj
OCENA OGÓLNA:
6-/6
Baza dla niecierpliwców - tak bym ogólnie ujęła właściwości tego kosmetyku. Wygładza? Szalenie! Muszę przyznać, że właściwości wygładzające pory i niedoskonałości ma porównywalne do mojego ideału - Benefit Porefessional, ale ma nad nim jedną sporą przewagę - zawiera składnik aktywny - tripeptyd, o którym wspomniano nam kiedyś na zajęciach z biofarmacji i technologii produkcji kosmetyków, mówiąc, że jest to bardzo efektywny składnik przeciwzmarszczkowy działający długofalowo. Mamy więc kosmetyk 2 w 1 - baza pod makijaż i pewnego rodzaju krem przeciwzmarszczkowy ;). Ważną dla mnie cechą jest fakt, że nawet podkłady, które wcześniej ważyły mi się na buzi, na tej bazie nie robią takich numerów! Przyznaję, że zdziwiło mnie to, tym bardziej, że nie potrafiłam sobie z tym problemem wcześniej poradzić. W duecie z Kremem ściągającym z czystkiem, bratkiem & co. sprawują się naprawdę świetnie! Minus - tutaj trochę większy niż w przypadku kremu, za cenę... 180zł za 30ml opakowanie, które ma wystarczyć na około 100 aplikacji (czyli pewnie jakieś 3 miesiące przy używaniu codziennie) to dla mnie naprawdę sporo, choć zastanowiłabym się nad jego zakupem mimo wszystko, bo działa świetnie. Ze względu na to, że - jak wszystkie (chyba?) bazy pod makijaż - zawiera sporo silikonu (Polisilikon 11), ja nie stosuję go codziennie. Silikony tworzą na skórze słabo przepuszczalną warstewkę, więc codzienne stosowanie mogłoby odbić się na naszej skórze nasileniem powstawania niedoskonałości, chociaż zaznaczam tutaj, że nie zauważyłam aby tak się stało w moim przypadku. Myślę, że zarówno ze względu na cenę jak i na typowe bazowe - silikonowe, właściwości, jest to produkt przede wszystkim do użytku w makijażach "na większe wyjścia", bądź na "wymagające warunki", kiedy zależy nam na przedłużeniu trwałości. Ja otrzymałam bazę w próbkowym słoiczku - pełnowymiarowy kosmetyk ma opakowanie podobne do Kremu ściągającego :).
poniedziałek, 26 listopada 2012
sobota, 24 listopada 2012
Batiste - Blush - Dry Shampoo - suchy szampon do włosów
Paczkę od kosmetykomania.pl dostałam dosłownie kilka dni temu i pierwszym wypróbowanym kosmetykiem był suchy szampon Batiste Blush. Tak bardzo podbił moje serce, że postanowiłam się z Wami jak najszybciej podzielić moimi wrażeniami! Zapraszam na recenzję!
PLUSY:
- piękny zapach <3
- świetnie odświeża włosy
- efekt odświeżenia utrzymuje się cały dzień (oczywiście o ile nie maltretujemy włosów...)
- śliczne opakowanie :D
- bardzo łatwy w użyciu
- błyskawiczny w użyciu - nie trzeba czekać
- po zakończeniu "manewrów włosowych" ze swoim udziałem nie pozostawia "pobielonych" włosów
- cena - 14,99zł na kosmetykomania.pl - tutaj
- zwiększa objętość włosów
- nie zauważyłam żadnego negatywnego wpływu na włosy ani skórę głowy
- dostępne różne wersje zapachowe - dużo! :D
MINUSY:
- nie zauważyłam... może ewentualnie lekkie matowienie włosów, ale wolę to niż przetłuszczone strąki :D
OCENA OGÓLNA:
6/6
Kiedy jakieś 2 lata temu (może więcej - nie pamiętam ;)) usłyszałam pierwszy raz o suchych szamponach do włosów, właśnie tym pierwszym egzemplarzem, który zaprezentował się mym oczom, bodajże na jutubowym filmiku, był Batiste Blush. Od tamtego czasu wypróbowałam już kilka różnych rodzajów suchych szamponów z kilku firm, jedne były lepsze, inne gorsze, ale nie miałam jakoś nigdy okazji wypróbować tego "pierwowzoru", który w mojej głowie urósł do rangi nieznanego ideału. Tak sobie w głowie jakoś ułożyłam, że ten Batiste to jakieś cudo musi być i już :D. Trochę wody w rzece upłynęło, a mnie w końcu - dzięki uprzejmości drogerii internetowej kosmetykomania.pl nareszcie nadarzyła się okazja wypróbować ten wyidealizowany specyfik. I co myślę? Chyba miałam rację! Muszę przyznać, że przez moją kosmetyczkę przewinęło się co najmniej 5 różnych rodzajów suchych szamponów, ale żaden nie dał mi takiego efektu jak Batiste Blush. No i żaden też tak cudnie nie pachniał <3. Moje włosy mają tendencję do przetłuszczania się i zazwyczaj myję je co 2 dni - pierwszego dnia wyglądają ok, drugiego - zazwyczaj jestem zmuszona je związać, uprzednio podtapirowując i wyczyniając kombinację, aby nie wyglądały jak po starciu z krowim jęzorem ;). Dzięki Batiste Blush spokojnie mogę wyjść 2 dnia z domu nie tylko bez większych kombinacji przy układaniu włosów w kucyka, ale nawet z rozpuszczonymi włosami, co jest dużym osiągnięciem. Generalnie jestem zachwycona i pozostanę wierna już chyba forever&ever, zwłaszcza, że oprócz wersji zapachowej Blush jest jeszcze całe mnóstwo innych - chcę wypróbować wszystkie :D!. Cena mi się podoba - porównywalna do innych tego typu produktów, wydajność również podobna, ale efekt znacznie lepszy. Nie mam zamiaru już się bawić z innymi suchymi szamponami, bo chyba odkryłam swój ideał :D.
Jeśli się jeszcze zastanawiacie nad nim to już nie wiem jakich użyć słów, żeby Was przekonać. Ja go uwielbiam i jest moim numerem 1 <3.
PLUSY:
- piękny zapach <3
- świetnie odświeża włosy
- efekt odświeżenia utrzymuje się cały dzień (oczywiście o ile nie maltretujemy włosów...)
- śliczne opakowanie :D
- bardzo łatwy w użyciu
- błyskawiczny w użyciu - nie trzeba czekać
- po zakończeniu "manewrów włosowych" ze swoim udziałem nie pozostawia "pobielonych" włosów
- cena - 14,99zł na kosmetykomania.pl - tutaj
- zwiększa objętość włosów
- nie zauważyłam żadnego negatywnego wpływu na włosy ani skórę głowy
- dostępne różne wersje zapachowe - dużo! :D
MINUSY:
- nie zauważyłam... może ewentualnie lekkie matowienie włosów, ale wolę to niż przetłuszczone strąki :D
OCENA OGÓLNA:
6/6
Kiedy jakieś 2 lata temu (może więcej - nie pamiętam ;)) usłyszałam pierwszy raz o suchych szamponach do włosów, właśnie tym pierwszym egzemplarzem, który zaprezentował się mym oczom, bodajże na jutubowym filmiku, był Batiste Blush. Od tamtego czasu wypróbowałam już kilka różnych rodzajów suchych szamponów z kilku firm, jedne były lepsze, inne gorsze, ale nie miałam jakoś nigdy okazji wypróbować tego "pierwowzoru", który w mojej głowie urósł do rangi nieznanego ideału. Tak sobie w głowie jakoś ułożyłam, że ten Batiste to jakieś cudo musi być i już :D. Trochę wody w rzece upłynęło, a mnie w końcu - dzięki uprzejmości drogerii internetowej kosmetykomania.pl nareszcie nadarzyła się okazja wypróbować ten wyidealizowany specyfik. I co myślę? Chyba miałam rację! Muszę przyznać, że przez moją kosmetyczkę przewinęło się co najmniej 5 różnych rodzajów suchych szamponów, ale żaden nie dał mi takiego efektu jak Batiste Blush. No i żaden też tak cudnie nie pachniał <3. Moje włosy mają tendencję do przetłuszczania się i zazwyczaj myję je co 2 dni - pierwszego dnia wyglądają ok, drugiego - zazwyczaj jestem zmuszona je związać, uprzednio podtapirowując i wyczyniając kombinację, aby nie wyglądały jak po starciu z krowim jęzorem ;). Dzięki Batiste Blush spokojnie mogę wyjść 2 dnia z domu nie tylko bez większych kombinacji przy układaniu włosów w kucyka, ale nawet z rozpuszczonymi włosami, co jest dużym osiągnięciem. Generalnie jestem zachwycona i pozostanę wierna już chyba forever&ever, zwłaszcza, że oprócz wersji zapachowej Blush jest jeszcze całe mnóstwo innych - chcę wypróbować wszystkie :D!. Cena mi się podoba - porównywalna do innych tego typu produktów, wydajność również podobna, ale efekt znacznie lepszy. Nie mam zamiaru już się bawić z innymi suchymi szamponami, bo chyba odkryłam swój ideał :D.
Jeśli się jeszcze zastanawiacie nad nim to już nie wiem jakich użyć słów, żeby Was przekonać. Ja go uwielbiam i jest moim numerem 1 <3.
TAG:
Batiste,
suchy szampon,
szampon,
włosy
piątek, 23 listopada 2012
Życie na uczelni czyli... co ja robię tu?!
Jako że ostatnio bloga zaniedbuję karygodnie, to przybywam z małym wytłumaczeniem i postem ciekawostkowym na temat życia na uczelni na II roku stomatologii :). Nareszcie zaczęły nam się ćwiczenia ze stomatologii zachowawczej przedklinicznej, na których możemy sobie powiercić! W końcu dano nam do dyspozycji unity stomatologiczne i fantomowe "gębusie" do uprawiania dentystycznych herezji :D.
Mój osobisty plastikowy pacjent wygląda tak:
To aktualnie chyba moje ulubione zajęcia - nareszcie widzę, że robię coś, co rzeczywiście mi się w przyszłości przyda, bo na niektórych innych dostajemy już głupawki, co widać na załączonym obrazku (podczas ćwiczeń z fizjologii) :
Mam nadzieję, że Daniel nie zagląda na mojego bloga hihi :D.
Fizjologia nie zawsze jest jednak aż taka błee - ostatnio miałam szansę poznać w końcu - po 24 latach życia w błogiej nieświadomości, swoją grupę krwi...
Kto wie jaką mam? :D
A tu jeszcze fotki z praktyk wakacyjnych:
moja współlokatorka/kumpela z grupy i również Częstochowianka - Ania - w akcji :D
kumpel z grupy - Daniel, współdzielimy ten sam rok urodzenia i wspieramy się w swojej starości na bieżąco :D
To aktualnie chyba moje ulubione zajęcia - nareszcie widzę, że robię coś, co rzeczywiście mi się w przyszłości przyda, bo na niektórych innych dostajemy już głupawki, co widać na załączonym obrazku (podczas ćwiczeń z fizjologii) :
Mam nadzieję, że Daniel nie zagląda na mojego bloga hihi :D.
Fizjologia nie zawsze jest jednak aż taka błee - ostatnio miałam szansę poznać w końcu - po 24 latach życia w błogiej nieświadomości, swoją grupę krwi...
Kto wie jaką mam? :D
A tu jeszcze fotki z praktyk wakacyjnych:
Przykro mi, że blog ostatnio cierpi na tym, że nie mam na nic czasu, bo niestety mam sporo nauki, ale powiem Wam jedno... Nie zamieniłabym tych studiów na nic innego! <3
TAG:
stomatologia,
studia,
śląsk,
ŚUM
niedziela, 18 listopada 2012
Rilastil Deliskin - krem do skóry delikatnej z problemami naczynkowymi
PLUSY:
- dobra "smarowalność" ;)
- pistacjowy kolor
- nienachalny zapach, choć nieco chemiczny/farmaceutyczny
- szybko się wchłania, może nie do matu, ale prawie
- lekko nawilża
- nie podrażnia
- niweluje zaczerwienienia
- nadaje się pod makijaż
- łagodzi, koi skórę
- jest nietłusty, nie wpływa na szybsze przetłuszczanie, chyba wręcz przeciwnie
- wydajny
- dużo wyciągów naturalnych
MINUSY:
- może uwrażliwiać na słońce - zawiera dziurawiec
- cena - ok. 60zł
OCENA OGÓLNA:
4+/6
Dość przyzwoity krem, który wykazuje rzeczywiście działanie na naczynka. Wątpię, żeby pomógł osobom, u których ten problem jest zaawansowany, ale w moim przypadku - kiedy zaczerwienienie pojawia się zazwyczaj jedynie zimą, jest wystarczający. Prawdopodobnie sprawdzi się też jako środek prewencyjny, więc zamierzam go zimą regularnie używać. Podoba mi się fakt, że krem ma kolor pistacjowy i z miejsca nieco niweluje widoczność zaczerwienień. Mam wrażenie, że pomógł na rozszerzone "pajączki" w okolicy nosa - jest ich jakby mniej i są mniej widoczne. Myślę, że idealnie się sprawdzi u osób, u których naczynka i zaczerwienienia pojawiają się zwłaszcza w chłodniejszych porach roku - tak jak u mnie. Jestem z niego dość zadowolona, jednak cena trochę odstrasza. Niepokojącą cechą jest obecność wyciągu z dziurawca, który ma działanie fotouczulające, dlatego osobiście radziłabym zastosowanie filtra (lub - tak jak ja, BB kremu, który zawiera filtr), natomiast latem chyba z tego kremu zrezygnuję - jest to kolejny fakt przemawiający za tym, by traktować ten produkt jako typowo zimowy (tak czy siak stosujemy filtr, gdyż fale UV odbite od śniegu są bardzo silne, choć nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy!). Duży plus za delikatne właściwości nawilżające - idealne na zimę, kiedy cera jest przesuszona od ogrzewania w domach, a jednocześnie nadmierne nawilżenie nie jest wskazane, gdy wychodzimy na dwór. Krem dobrze się sprawdza pod makijażem - podkład się na nim nie roluje.
- dobra "smarowalność" ;)
- pistacjowy kolor
- nienachalny zapach, choć nieco chemiczny/farmaceutyczny
- szybko się wchłania, może nie do matu, ale prawie
- lekko nawilża
- nie podrażnia
- niweluje zaczerwienienia
- nadaje się pod makijaż
- łagodzi, koi skórę
- jest nietłusty, nie wpływa na szybsze przetłuszczanie, chyba wręcz przeciwnie
- wydajny
- dużo wyciągów naturalnych
MINUSY:
- może uwrażliwiać na słońce - zawiera dziurawiec
- cena - ok. 60zł
OCENA OGÓLNA:
4+/6
Dość przyzwoity krem, który wykazuje rzeczywiście działanie na naczynka. Wątpię, żeby pomógł osobom, u których ten problem jest zaawansowany, ale w moim przypadku - kiedy zaczerwienienie pojawia się zazwyczaj jedynie zimą, jest wystarczający. Prawdopodobnie sprawdzi się też jako środek prewencyjny, więc zamierzam go zimą regularnie używać. Podoba mi się fakt, że krem ma kolor pistacjowy i z miejsca nieco niweluje widoczność zaczerwienień. Mam wrażenie, że pomógł na rozszerzone "pajączki" w okolicy nosa - jest ich jakby mniej i są mniej widoczne. Myślę, że idealnie się sprawdzi u osób, u których naczynka i zaczerwienienia pojawiają się zwłaszcza w chłodniejszych porach roku - tak jak u mnie. Jestem z niego dość zadowolona, jednak cena trochę odstrasza. Niepokojącą cechą jest obecność wyciągu z dziurawca, który ma działanie fotouczulające, dlatego osobiście radziłabym zastosowanie filtra (lub - tak jak ja, BB kremu, który zawiera filtr), natomiast latem chyba z tego kremu zrezygnuję - jest to kolejny fakt przemawiający za tym, by traktować ten produkt jako typowo zimowy (tak czy siak stosujemy filtr, gdyż fale UV odbite od śniegu są bardzo silne, choć nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy!). Duży plus za delikatne właściwości nawilżające - idealne na zimę, kiedy cera jest przesuszona od ogrzewania w domach, a jednocześnie nadmierne nawilżenie nie jest wskazane, gdy wychodzimy na dwór. Krem dobrze się sprawdza pod makijażem - podkład się na nim nie roluje.
wtorek, 13 listopada 2012
Celia Nude - Nawilżająca pomadka-błyszczyk - zanudziłam się?
Tak, tak, tak! W końcu je mam! Jedne z najsłynniejszych ostatnio na blogach pomadek w końcu są w moim posiadaniu :D. Oczywiście jako patologiczna kosmetykoholiczka nie mogłam wziąć jednej i tym sposobem mam 3 :D. Chcecie wiedzieć co myślę o nich? Zapraszam niżej :).
PLUSY:
- śliczny winogronowy zapach
- cudne, trochę transparentne kolory - no i cała gama nudziaków - uwielbiam!
- piękny połysk
- właściwości nawilżające
- przyzwoita trwałość
- estetyczne pudełeczko i porządne, metalowe opakowanie z zamykaniem na "klik"
- cena - ja zapłaciłam 11zł, ale oscyluje w okolicach 10zł
- przyjemna, łatwo rozprowadzająca się na ustach konsystencja
- polska marka!
MINUSY:
- wydajność
- dostępność
OCENA OGÓLNA:
6/6
Dla mnie to strzał w dziesiątkę! Dokładnie takiego efektu szukałam i w końcu jest! Zakochałam się na zabój w tych pomadkach i z pewnością kupię jeszcze nie raz! Jeżeli szukacie takiego efektu możecie kupować w ciemno, ja się zastanawiam nad pozostałymi trzema kolorami :). Aktualnie moim faworytem jest 606, ale oczywiście wszystko zależy od okazji i makijażu. Cieszy mnie brak drobinek i błyszczykowy efekt oraz nawilżające właściwości. Zasadniczo te pomadki spełniają wszystkie oczekiwania jakie mam wobec szminek :D. Wychwyciłam 2 minusy - pomadka jest dość miękka, a żeby uzyskać bardziej nasycony odcień potrzeba kilku pociągnięć, więc zużywa się dość szybko, jednak przy takiej cenie mi to nie przeszkadza, choć wiem, że niektóre dziewczyny narzekały na to, że pomadki są tak miękkie, że się łamią - mnie się to na szczęście jeszcze nie zdarzyło (i oby nie nastąpiło). Ponadto mam wrażenie, że są dość trudno dostępne - warto szukać w małych drogeriach :D. Podsumowując jednak - jestem zachwycona! Oj nieprędko mi się znudzą :D.
PLUSY:
- śliczny winogronowy zapach
- cudne, trochę transparentne kolory - no i cała gama nudziaków - uwielbiam!
- piękny połysk
- właściwości nawilżające
- przyzwoita trwałość
- estetyczne pudełeczko i porządne, metalowe opakowanie z zamykaniem na "klik"
- cena - ja zapłaciłam 11zł, ale oscyluje w okolicach 10zł
- przyjemna, łatwo rozprowadzająca się na ustach konsystencja
- polska marka!
MINUSY:
- wydajność
- dostępność
OCENA OGÓLNA:
6/6
Dla mnie to strzał w dziesiątkę! Dokładnie takiego efektu szukałam i w końcu jest! Zakochałam się na zabój w tych pomadkach i z pewnością kupię jeszcze nie raz! Jeżeli szukacie takiego efektu możecie kupować w ciemno, ja się zastanawiam nad pozostałymi trzema kolorami :). Aktualnie moim faworytem jest 606, ale oczywiście wszystko zależy od okazji i makijażu. Cieszy mnie brak drobinek i błyszczykowy efekt oraz nawilżające właściwości. Zasadniczo te pomadki spełniają wszystkie oczekiwania jakie mam wobec szminek :D. Wychwyciłam 2 minusy - pomadka jest dość miękka, a żeby uzyskać bardziej nasycony odcień potrzeba kilku pociągnięć, więc zużywa się dość szybko, jednak przy takiej cenie mi to nie przeszkadza, choć wiem, że niektóre dziewczyny narzekały na to, że pomadki są tak miękkie, że się łamią - mnie się to na szczęście jeszcze nie zdarzyło (i oby nie nastąpiło). Ponadto mam wrażenie, że są dość trudno dostępne - warto szukać w małych drogeriach :D. Podsumowując jednak - jestem zachwycona! Oj nieprędko mi się znudzą :D.
Od lewej kolejno 602, 606 i 601 |
Od lewej kolejno 602, 606 i 601 |
czwartek, 1 listopada 2012
Novoxidyl - Na wypadek włosów? + Cięcie a la Olivia Palermo - tak czy nie?
Kilka dni temu otrzymałam paczkę, na którą czekałam chyba najbardziej niecierpliwie z wszystkich dotychczasowych współpracowych przesyłek.... Co było w tej tajemniczej, ślicznie zapakowanej paczuszce? Już Wam zdradzam!
Jeżeli śledzicie moje posty (zwłaszcza dotyczące włosów), to wiecie, że od jakiegoś czasu narzekam na wypadanie włosów. Właściwie wypadanie to mało powiedziane - mam wrażenie, że pewnego dnia obudzę się kompletnie łysa, bo włosy lecą na potęgę... Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w momencie kiedy już nie wiedziałam gdzie szukać pomocy (wypróbowałam różne płukanki, naftę, olejek rycynowy, robiłam nawet badania na hormony tarczycy...) pojawiła się propozycja wypróbowania produktu Novoxidyl. Oczywiście zgodziłam się bez wahania i wiążę z tym produktem ogromne nadzieje - poprzeczka jest bardzo wysoko, ale mam ogromną nadzieję, że Novoxidyl sprosta zadaniu...
W paczuszce, którą otrzymałam, znajdują się 2 sztuki szamponu Novoxidyl oraz 2 sztuki toniku - kuracja powinna mi więc chyba wystarczyć na 1,5-2 miesiące stosowania - mam nadzieję, że uda mi się utrzymać regularność, bo bardzo mi zależy na tym, by produkt rzeczywiście zadziałał...
Jeżeli chcecie dowiedzieć się nieco więcej na temat samego produktu, zapraszam Was na stronę internetową, gdzie znajdziecie wszystkie informacje na temat substancji czynnych zawartych w kosmetyku oraz ciekawe informacje na temat przyczyn wypadania włosów:
Jeżeli śledzicie moje posty (zwłaszcza dotyczące włosów), to wiecie, że od jakiegoś czasu narzekam na wypadanie włosów. Właściwie wypadanie to mało powiedziane - mam wrażenie, że pewnego dnia obudzę się kompletnie łysa, bo włosy lecą na potęgę... Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w momencie kiedy już nie wiedziałam gdzie szukać pomocy (wypróbowałam różne płukanki, naftę, olejek rycynowy, robiłam nawet badania na hormony tarczycy...) pojawiła się propozycja wypróbowania produktu Novoxidyl. Oczywiście zgodziłam się bez wahania i wiążę z tym produktem ogromne nadzieje - poprzeczka jest bardzo wysoko, ale mam ogromną nadzieję, że Novoxidyl sprosta zadaniu...
W paczuszce, którą otrzymałam, znajdują się 2 sztuki szamponu Novoxidyl oraz 2 sztuki toniku - kuracja powinna mi więc chyba wystarczyć na 1,5-2 miesiące stosowania - mam nadzieję, że uda mi się utrzymać regularność, bo bardzo mi zależy na tym, by produkt rzeczywiście zadziałał...
Jeżeli chcecie dowiedzieć się nieco więcej na temat samego produktu, zapraszam Was na stronę internetową, gdzie znajdziecie wszystkie informacje na temat substancji czynnych zawartych w kosmetyku oraz ciekawe informacje na temat przyczyn wypadania włosów:
W związku z tym, że niestety na mojej głowie włosów zostało już naprawdę niewiele, a ponadto są oklapnięte i mają bardzo zniszczone końcówki (no dobra... od połowy długości są zniszczone - konsekwencje blondu...), postanowiłam włosy obciąć. Ta decyzja jest dla mnie strasznie trudna, bo ciężko mi się rozstawać z moimi długimi kudełkami, ale wiem, że robię to dla ich dobra, poza tym - włosy nie zęby - odrosną... Plusami skrócenia włosów będą z pewnością ich zdrowszy wygląd (pozbędę się sianowatych, szorstkich strąków) oraz odciążenie, co mam nadzieję poprawi chociaż wizualnie ich objętość - może nie będą leżeć na głowie jak przylepione... Zdecydowałam się na taki krok teraz, bo liczę na to, że Novoxidyl oprócz poprawy ilości włosów, wpłynie także na ich szybszy wzrost, który będzie mi łatwiej zaobserwować ;).
Wybrałam dla siebie długość a la Olivia Palermo:
Co myślicie o takiej fryzurce?
Cały czas biję się z myślami - wyrok zapadnie w piątek o 17.00 - wtedy jestem umówiona z fryzjerką... BOJĘ SIĘ!!! :(
Subskrybuj:
Posty (Atom)