wtorek, 31 grudnia 2013

Kosmetyczne Odkrycia Roku 2013

Chcąc podtrzymać tradycję zapoczątkowaną w zeszłym roku postem o odkryciach roku 2012, przedstawiam Wam dzisiaj moje odkrycia roku 2013 :D.
Część kosmetyków, które się tutaj znalazły znacie z postów, które ukazały się na blogu w 2013 roku, natomiast pozostałe postaram się w najbliższym czasie Wam przedstawić.
Zatem bez zbędnych ceregieli! Jazda! :D

poniedziałek, 30 grudnia 2013

ShinyBox listopadowy i grudniowy + PODSUMOWANIE ShinyBoxów 2013 :)

Mam dzisiaj dla Was parę słów o dwóch pudełkach ShinyBox - z poślizgiem pojawia się dopiero teraz listopadowe oraz z nieco mniejszym opóźnieniem - grudniowe - postanowiłam, że jednak dodam swoje 3 grosze do tego co już się na ich temat pokazało w blogosferze.
A skoro mamy koniec roku czyli czas rozliczeń i podsumowań postanowiłam też zrobić mały ranking ShinyBoxów, które wpadły w moje ręce w 2013 :).

SHINYBOX: LISTOPAD

Pudełko z którego jestem pół na pół zadowolona - byłabym bardziej, gdyby trafiła do mnie nieco inna opcja zawartości (bo były zmienne), ale o tym za chwilę ;).
Wszystkie produkty w listopadowym pudełku były pełnowymiarowe, jednak prawdę mówiąc chyba wolałabym dostać miniatury, ale nieco bardziej ekskluzywnych kosmetyków, bo najdroższy produkt w moim pudełku kosztuje wg ulotki 25zł. A tu by się człowiek w ciepełku nieosiągalnego luksusu chciał trochę pogrzać może :D. Chociaż to oczywiście moje zdanie ;).

W pudełku znalazły się następujące produkty:
- La Rosa - Mineralny cień do powiek - produkt pełnowymiarowy - 25,00zł/3g
- La Rosa - Lakier do paznokci - produkt pełnowymiarowy - 18,00zł/10ml
- Mariza - Matujący puder ryżowy - produkt pełnowymiarowy - 18,00zł/5g
- BingoSPA - Maska do twarzy ze 100% olejem winogronowym - produkt pełnowymiarowy - 12,00zł/120g
- AA Body Care Program - Balsam do ciała - produkt pełnowymiarowy - 24,00zł/250ml


AA Body Care Program - Balsam do ciała - produkt pełnowymiarowy - 24,00zł/250ml
Zdecydowanie bardziej zadowolona byłabym z produktu firmy Dear Body London, bo już od jakiegoś czasu czaję się na ich kosmetyki, tylko jakoś nigdy mi nie po drodze. No ale dostałam bezzapachowy balsam do ciała z firmy AA, za którą nie przepadam. Smuteczek. Nawet nie wypróbowałam - nie lubię kosmetyków bezzapachowych, bo zawsze czuję w nich mimo wszystko taki farmaceutyczny zapaszek. Poszedł w świat ;).
BingoSPA - Maska do twarzy ze 100% olejem winogronowym - produkt pełnowymiarowy - 12,00zł/120g
Produkt niedopasowany niestety do mnie, bo raczej dla cery dojrzałej, skoro zawiera kompleks ujędrniający - sprezentowałam Mamie ;).
La Rosa - Lakier do paznokci - nr 111 - produkt pełnowymiarowy - 18,00zł/10ml
Kolor nr 111 - trafiony jak kulą w płot :/. Zupełnie nie przypadła mi ta rudo-pomarańczowość do gustu - no ja rozumiem, że listopad to jeszcze jesień, złote liście itepe, itede, ale na moich paznokciach taki kolor raczej nie zagości ;).
La Rosa - Mineralny cień do powiek - 20 Emerald - produkt pełnowymiarowy - 25,00zł/3g
Tutaj dla odmiany - bardzo przyjemne zaskoczenie. Kolorystycznie odcień nr 20 - Emerald wpada w oko. Jest to przyjemny zielono-złoto-beżowy kameleonek, którego z chęcią zaproszę do mojej kolekcji :). Cień jest bardzo dobrze zmielony i przyjemnie się rozprowadza na powiece. Być może pojawi się wkrótce w jakimś makijażu na blogu :).
Mariza - Matujący puder ryżowy - produkt pełnowymiarowy - 18,00zł/5g
Puder zawsze się przyda, aczkolwiek pisanie, że jest to puder ryżowy to trochę nadużycie, skoro to przecież właściwie głównie talk ;). Nie będę się nad nim pastwić, pozostawiam Wam do oceny czy wolałybyście taki puder "ryżowy", czy prawdziwy 100% puder ryżowy, który można zakupić na stronach z półproduktami kosmetycznymi? ;)
 SHINYBOX: GRUDZIEŃ

Moim zdaniem pudełko bardziej udane od listopadowego, ale nie obyło się bez wpadek ;). Ponownie dostałyśmy 5 pełnowymiarowych produktów, a niektóre mile mnie zaskoczyły.

W grudniowym Shiny znalazłam:
- Organique - Peeling enzymatyczny - produkt pełnowymiarowy - 73,00zł
- Anatomicals - Balsam do ust - produkt pełnowymiarowy - 12,00zł
- L'Oreal - Błyszczyk do ust Glam Shine - produkt pełnowymiarowy - 35,00zł
- Marion - Bibułki matujące z pudrem Mat Express - produkt pełnowymiarowy - 12,00zł
- Farmona - Masło do ciała - produkt pełnowymiarowy - 14,00zł

Farmona - Masło do ciała - produkt pełnowymiarowy - 14,00zł
Masło o zapachu zielonej herbaty i limonki, które od razu powędrowało do mojej Mamusi, ponieważ ona akurat lubi tego typu zapachy, a przy tym okazało się, że ma już z tej serii sól do kąpiel i żel pod prysznic - więc idealnie :). Pachnie podobnie do Elizabeth Arden Green Tea z dodatkową nutą limonki :).
Organique - Peeling enzymatyczny - produkt pełnowymiarowy - 73,00zł
Cieszę się, że z 3 możliwych do otrzymania produktów (oprócz peelingu była możliwość otrzymania toniku lub żelu do mycia twarzy) dostałam właśnie peeling enzymatyczny. Ma on całkiem przyjemny zapach, dobrze się rozprowadza na skórze, już widzę, że będzie bardzo wydajnym kosmetykiem. Co do działania - peelingi enzymatyczne generalnie na mojej skórze za wiele nie zdziałają - muszę najpierw porządnie się zedrzeć mechanicznie, a później nałożyć peeling, ale dzięki temu uzyskuję większe wygładzenie. Jestem zadowolona z tego produktu, cieszę się, że znalazł się w grudniowym pudełku :).
Anatomicals - Balsam do ust - produkt pełnowymiarowy - 12,00zł
Produkt, który znam i bardzo lubię! Miał nawet swoją recenzję na blogu - zapraszam tutaj - do przeczytania pełen opis produktu, więc już się nie będę powtórnie rozpisywać - bardzo fajny balsam, ot co! :)
L'Oreal - Błyszczyk do ust Glam Shine - Fresh - Aqua Mandarin - produkt pełnowymiarowy - 35,00zł
Przepadam za błyszczykami z tej serii, chociaż kolor początkowo mnie odstraszył ;). Okazało się jednak, że jest to odcień praktycznie zupełnie transparentny - na szczęście nie widać tego pomarańczu :D. Uwielbiam zapach błszczyków Glam Shine i ich trwałość, więc bardzo ucieszyła mnie obecność tego produktu w pudełku grudniowym :).
Marion - Bibułki matujące z pudrem Mat Express - produkt pełnowymiarowy - 12,00zł
Bibułki matujące staram się zawsze mieć przy sobie w torebce, bo są niesamowicie przydatnym przedmiotem, zwłaszcza dla osób takich jak ja, którym cera lubi czasem zrobić psikusa i zacząć się błyszczeć w połowie zabieganego dnia ;). Do bibułek Marion mam mieszane uczucia - z jednej strony faktycznie dobrze matują, ale z drugiej zawierają ten nieszczęsny puder... A co z nim nie tak? A no jest ciemny i pomarańczowy, co skutecznie uniemożliwia zrobienie jakichkolwiek poprawek makijażu o ile nie chcemy wyglądać jak kropkowany Oompa Loompa (tutaj zdjęcie poglądowe tego bohatera, jeśli ktoś nie zna :D)...

Podsumowanie roku 2013 z ShinyBox


MIEJSCE I



MIEJSCE II
ShinyBox - Grudzień


MIEJSCE III


MIEJSCE IV


MIEJSCE V


MIEJSCE VI


MIEJSCE VII
ShinyBox - Listopad

Starałam się być najbardziej obiektywna i oszacować, która zawartość pudełka najbardziej przypadła mi do gustu nie patrząc na ceny produktów. Pudełko wrześniowe wygrało bezapelacyjnie - było zdecydowanie moim ulubionym, do dziś chętnie używam produktów, które się w nim pojawiły :). A Wy jak oceniacie rok 2013 w wykonaniu ShinyBox? :)

Ciekawa jestem jak potoczą się dalsze losy mojej współpracy z ShinyBox w Nowym Roku - o ile pudełka będą trzymały poziom taki jak to wrześniowe, to z chęcią będę współpracę kontynuować, zatem korzystając z okazji przesyłam ShinyBoxowej załodze (no dobra - sobie i Wam przecież też :D) noworoczne życzenia - jak najlepszych pudełek! :D



niedziela, 29 grudnia 2013

Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjna emulsja oczyszczająca i tonik normalizujący - twarz, dekolt, plecy

Bielenda Pharm to nowa linia kosmetyków firmy Bielenda, w której skład wchodzą serie: Trądzik, Naczynka oraz Cera Sucha. W ramach współpracy z firmą Bielenda otrzymałam do przetestowania między innymi dwa produkty z serii Trądzik, o których Wam dzisiaj troszkę opowiem :).
Obydwa produkty uzupełniają się, a kompozycja zapachowa jest tak dobrana, że pasuje zarówno płci żeńskiej jak i męskiej. Nawet kolorystycznie kwestia ta została rozwiązana bardzo "polubownie" ;). Ponadto - skoro już o opakowaniu mowa - linia Pharm ma design typowy dla dermokosmetyków - bez zbędnych grafik, za to z informacją o składnikach aktywnych. Ja akurat lubię takie "ascetyczne" rozwiązania bardziej niż przeładowanie kolorami i bajerami ;).
Jeśli chodzi o działanie obydwu kosmetyków - pozwólcie, że opiszę je osobno :).
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjny tonik normalizujący
Całkiem przyzwoity kosmetyk, jednak moim ulubieńcem nie zostanie z dwóch powodów, o których zaraz Wam napiszę :).
Po pierwsze - opakowanie - co do estetyki nie mam zastrzeżeń - podoba mi się, jednak użytkowo - nieprzemyślane. Chyba już przy drugim użyciu zamykana na "klik" buteleczka zrobiła mi psikusa i górna część - zamykająca opakowanie, po prostu się odłamała :(. Zostały odstające kikutki, na które można się nadziać.
Po drugie - niestety mam wrażenie, że tonik jest zbyt delikatny - bardziej niż spodziewałabym się tego po produkcie aspirującym do miana dermokosmetyku. Ja wolę zdecydowanie bardziej odświeżające produkty, bo w przypadku tego toniku mam wrażenie, że na skórze nadal pozostały miejsca niedokładnie oczyszczone z sebum. Osoby z delikatniejszą i skłonną do zaczerwienień skórą pewnie byłyby zadowolone, jednak ja spod szyldu Bielendy wybrałabym Tonik z serii Ogórek i Limonka , o którym Wam kiedyś pisałam :).

PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry

MINUSY:
- dla mnie zbyt delikatny
- za słabo odświeża skórę
- mam wrażenie, że niedokładnie "zmywa" sebum
- zatyczka ułamała się już przy drugim otwieraniu buteleczki
- nie bardzo wiem na czym polegać ma "normalizowanie", ale nie zauważyłam zmniejszenia wydzielania sebum ani podobnych efektów stosowania
- cena - ok. 20zł za 200ml - spodziewałabym się czegoś lepszego za tą cenę

OCENA OGÓLNA
2/6
Bielenda Pharm - Trądzik - Antybakteryjna emulsja oczyszczająca
Emulsja oczyszczająca spisała się u mnie znacznie lepiej niż tonik i generalnie przypadła mi do gustu na tyle, że aktualnie z chęcią używam jej na co dzień, choć w małej modyfikacji, o której zaraz Wam opowiem.
Ma bardzo przyjemną, kremową konsystencję, dobrze się pieni, ale nie nadmiernie, dzięki czemu jej stosowanie jest bezproblemowe. Spełnia swoje zadanie - przyzwoicie oczyszcza skórę i daje uczucie odświeżenia znacznie większe niż po zastosowaniu toniku. Jej właściwości myjące są naprawdę dobre, ale że ja lubię przy oczyszczaniu trochę się pozdzierać, to dodaję do emulsji zmielonych pestek oliwek (do kupienia na stronach z półproduktami kosmetycznymi ;)).
Jedyne co mogę zarzucić tej emulsji, to delikatne uczucie ściągnięcia skóry po zastosowaniu, ale zakładam, że ma to jakiś związek z obkurczaniem porów ;). Nie zauważyłam niestety wpływu na zmniejszenie produkcji sebum, więc traktuję ten produkt jako dobry czyścik, a funkcje matujące pozostawiam kremom ;).

PLUSY:
- przyjemny, świeży zapach - typu unisex
- ładny design opakowania
- nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia skóry
- dokładnie oczyszcza
- intensywnie odświeża skórę
- dobrze się pieni
- przyjemna, kremowa konsystencja

MINUSY:
- delikatne uczucie ściągnięcia skóry po umyciu
- działanie doraźne - oczyszczające, nie zauważyłam wpływu długofalowego na wydzielanie sebum
- cena - około 20zł - mogłaby być trochę niższa - tak do 15zł

OCENA OGÓLNA
4/6



Działanie przeciwtrądzikowe tych kosmetyków jest mi ciężko ocenić, bo na szczęście etap trądziku mam już za sobą i tego typu produkty stosuję, aby dobrze oczyścić moją skórę, która nadal ma skłonności do nadprodukcji sebum w strefie T. Myślę, że emulsji można dać szansę, jednak jeśli chodzi o tonik - szukam czegoś skuteczniejszego ;). Toniki schodzą u mnie na litry, więc możecie się spodziewać, że niedługo opiszę Wam jeszcze jeden kosmetyk tego typu, który - choć nadal jest w "fazie testów", znacznie bardziej przypadł mi do gustu niż ten z dzisiejszej recenzji :).


sobota, 28 grudnia 2013

Bielenda - Afryka SPA - Figa i Daktyl - Szampon błotny i błoto do włosów, czyli słów kilka o tym jak zostać hipopotamem we własnej łazience, bez potrzeby stawania na wadze :D

Jak w temacie - poświątecznie czuję się jak hipopotam i waga to takie urządzenie, które sprawia, że kobiety płaczą :D. Zatem w ramach mojego zhipopotamienia (paczcie i podziwiajcie mojego słowotwórczego skilla, o! <3) postanowiłam pójść o krok dalej i potaplać się w błocie, a całe przedsięwzięcie zasponsorowała firma Bielenda, od której otrzymałam rzeczone błotko :D (rzeczone, nie rzeczne!).
Błotko od Bielendy wbrew pozorom nie zostało mi dostarczone w wiadrach, a w saszetkach - jedna z nich zawierała Szampon błotny, a druga... no po prostu błoto. Ale do włosów! I to z glinką, nie byle jaką, bo Ghassoul :).
Jak mi było z tym błoceniem się? A całkiem dobrze, mój wewnętrzny hipcio ma się świetnie i mruczy z zadowolenia, bo obydwie wersje błotka pachniały prześlicznie, co w sumie trochę mnie zdziwiło, bo jak to tak - że błoto pachnie. No ale pachnie - bardzo przyjemnie. A Siulkowy hipcio (bądź "hipeć" zwał jak zwał!) lubi ładne zapachy.



Błotko w wersji szampon ma kremową konsystencję i w ogóle nie widać, że jest błotkiem, bo kolor ma kremowy, z kolei błotko nr 2 - też kremowe, zawiera ponadto błotne drobinki, które na szczęście da się łatwo wypłukać z włosów.
Szampon pieni się fenomenalnie - dawno nie widziałam takiej piany - w sumie lata mi to i powiewa, że pianę zawdzięcza SLS-om w składzie - wiem, wiem, włosomaniaczki najchętniej przekręciłyby mnie za to zdanie przez maszynkę do mięsa, ale ja praktycznie przez całe życie szampony z SLSami stosuję i żyję, włosy mam nadal na głowie i nie wyglądają tragicznie, a jako że martwe są i raczej nie zmartwychwstaną, to specjalnie się nie przejmuję ;). No ale jak już lecimy po składzie to olejek arganowy jest, daktyle są, figa jest - cieszmy się i radujmy. No dobra - jest też DMDM Hydantoin. Na szczęście nie muszę tego jeść, a li tylko na włosy ciapać :).


Ogólnie błotka bardzo przyjemne i na taką mini-recenzję zasłużyły. Powiem więcej - chętnie bym przygarnęła te błotka w regularnych, dużych opakowaniach, ale chyba takowych Bielenda nie produkuje...
Jak Was nie straszą SLSy i takie inne w składzie, to można sobie od czasu pozwolić na hipciowanie w błotku :D.


piątek, 27 grudnia 2013

Pachnący Piątek z Goodies.pl - Yankee Candle - Żar tropików

Witajcie poświątecznie! Z pełnym brzuszkiem zabieram się do ponownego ogarnięcia bloga - możecie się spodziewać, że w styczniu na pewno będzie się działo znacznie więcej niż w ostatnich tygodniach ;).
Mam dla Was również przygotowane bardzo fajne rozdanie, na które zaproszę Was 1 stycznia - na dobry początek Nowego Roku!

Tymczasem, po świątecznym lenistwie zapraszam Was na egzotyczny wyjazd rodem z serialu Żar Tropików, czyli ostatni w tym roku Pachnący Piątek z Goodies.pl! Ktoś jeszcze pamięta ten serial? :D


Podróż w tropiki fundują woski:
- Turqoise Sky - Turkusowe niebo
- Black Coconut - Czarny kokos
- Bahama Breeze - Poczuj Bahama

 Yankee Candle - Turquoise Sky
Zapach, który dołączył do grona ulubieńców, ponieważ niesie delikatnie męską nutę - tak, tak - zawiera piżmo ;). Właściwie z niebem to mi się jakoś nie kojarzy. Raczej z wieczornym spacerem po plaży w świetle księżyca, w ciepłą letnią noc... Mmm... rozmarzyłam się ;). Kompozycja perfumowa, nasycona i pięknie wypełniająca pomieszczenie. Na dzień odrobinę zbyt ciężka, ale na wieczór - idealna!
 Yankee Candle - Black Coconut
Kolejny ulubieniec, bo znowu pachnie facetem, a o dziwo - prawie w ogóle nie czuję kokosa! Moim zdaniem jest to kompozycja bardzo perfumowa, wieczorowa, głęboka, ciepła, otulająca - jeden z idealnych zapachów na wieczór we dwoje ;). Ten wosk będzie stałym bywalcem w moim kominku, tego jestem pewna!
Yankee Candle - Bahama Breeze
Zmiana klimatu - witamy drinki z palemką ;). Pomimo faktu, że jest to kompozycja owocowa, to jednak nie drażni mnie, a wręcz muszę przyznać, że się z nią polubiłam. Trochę przypomina mi coroczne edycje letnie perfum firmy Escada. Wydawało mi się, że zapach będzie przewidywalny, ale ujął mnie swoim perfumowym, bardziej niż owocowym, charakterem. Będzie świetny na lato!


piątek, 20 grudnia 2013

Pachnący Piątek z Goodies.pl - Yankee Candle - W moim ogrodzie...

Zapachowo temat świąt na blogu został już chyba wyczerpany, więc pora - na przekór wszechobecnej świątecznej aurze, powrócić na chwilę do lata i letniego ogrodu :D.
Dla tych wszystkich z Was, które nie miały okazji zapoznać się ze świątecznymi propozycjami od Yankee Candle, zapraszam do poprzednich Pachnących Piątków z Goodies.pl z ich udziałem:
- Snowflake Cookie, Season of Peace, Merry Marshmallow, Christmas Memories
- Spiced Orange, Sparkling Cinnamon, Cranberry Ice
- Red Apple Wreath, Snow in Love, Christmas Cookie, Sugared Apple
- Mandarin Cranberry, Salted Caramel, Cinnamon Stick
Natomiast te z Was, które już mają trochę ponad uszy świąt, choć jeszcze się nawet dobrze nie zaczęły, zapraszam na wycieczkę W moim ogrodzie...


A cóż takiego w moim ogrodzie pomimo zimy wyrosło? :)
- Garden Sweet Pea - Słodki groszek
- Lilac Blossoms - Kwiat bzu
- Honey Blossom - Miodowe kwiecie
Yankee Candle - Garden Sweet Pea
Uwielbiam zapach groszku pachnącego!!! To kolejny - po bzie, zapach mojego dzieciństwa <3. Jeżeli dorzucić do tego gruszki i frezje, to jest to po prostu odzwierciedlenie zapachów, które pamiętam z czasów kiedy jeszcze nie sięgałam głową ponad stół hehe :D. Ten wosk z pewnością będzie jednym z moich ulubieńców, szczególnie wczesnym latem!
Yankee Candle - Lilac Blossoms
Zapach bzu kojarzy mi się z beztroskim dzieciństwem, łażeniem po drzewach i kąpaniem w jeziorze. Musi być słodki, ale delikatny, tak jak drobniutkie bzowe kwiatuszki. Niestety - chyba po raz pierwszy, Yankee Candle dało ciała. Ja tu nie czuję bzu... to jest jakieś lawendowo-nieokreślone coś, co po ślunsku brzmiałoby "to łone", ale na pewno "to łone" nie leżało koło bzu nawet. Nie wiem czy mój nos po prostu tego nie czuje, być może jestem nadwrażliwa na zapach lawendy, za którym nie przepadam, ale na moje nieszczęście miłości z bzowym woskiem nie będzie.
Yankee Candle - Honey Blossom
Intensywny, kwiatowo-perfumowy zapach, który trafia w mój gust, bo gdzieś tam głęboko ukrywa w sobie nutę przypominającą mi perfumy Cacharel Scarlett, które bardzo lubię :). Ogólnie podobają mi się kwiatowe i perfumowe kompozycje w wykonaniu Yankee Candle, więc można było się spodziewać, że również Honey Blossom przypadnie mojemu noskowi do gustu :). Zapach jest dość intensywny, więc warto podzielić go nawet na 4 części, bo u osób bardziej wrażliwych na zapachy może spowodować ból głowy. Dla mnie - jeden z fajniejszych kwiatowych wosków od YC.