wtorek, 22 stycznia 2013

Róże w płynie - recenzja porónawcza - Technic Cheek Tint, MeMeMe Poppy Tint

Ach te słynne tinty... Wam też się marzył któryś z Benefitu? Zawsze chciałam wypróbować i tak nadarzyła się okazja, kiedy dostałam Poppy Tint z MeMeMe od drogerii Kosmetykamania.pl. Doszłam do wniosku, że wypróbowanie jednego to za mało i w związku z tym zamówiłam jeszcze dla równowagi Cheek Tint z Technic w drogerii Cocolita.pl (dosłownie za grosze, bo kosztował mnie 10,90zł) i postanowiłam je dla Was na blogu porównać. Kusi mnie też zmajstrowanie własnoręcznie takiego specyfiku z przepisu Aliny, którą - śmiem twierdzić, zna w blogosferze chyba każdy, a ja osobiście uwielbiam <3. Jeżeli też chcecie wypróbować tint buraczkowy w wersji homemade, to zapraszam Was do tego posta u Ali.
Tymczasem wróćmy do wersji drogeryjnych - tańszych odpowiedników Benefitowego cudaka :). Podobnie jak w przypadku rozświetlaczy z poprzedniego posta tym razem także na dole notki znajdziecie porównanie punktowe obu produktów. A zatem... zapraszam! :)
PLUSY:
- konsystencja żelowa, nie spływa po skórze
- bardzo trwały - efekt zaróżowionych policzków utrzymuje się przez cały dzień
- dobra wydajność
- cena - 29zł, czyli jakieś 3, może 4 razy mniej niż Benefitowy tint
- śliczne opakowanie - bardzo podoba mi się taka estetyka - podobnie jak w przypadku rozświetlacza - przypomina mi nieco kosmetyki Rouge Bunny Rouge
MINUSY:
typowo różowy, nieco nienaturalny dla mnie odcień - myślę, że jedynie bardzo jasna karnacja dobrze sobie z nim poradzi
- przez żelową konsystencję słabiej się wchłania i pozostawia lepką warstewkę na skórze
- aby był widoczny wymaga położenia na skórze kilku warstw, choć mimo to jest wydajny
- brak zapachu - buu :(
- brudzi palce przy aplikacji
OCENA OGÓLNA:
3/6
Zacznijmy od tego, że gdybym nie miała porównania, być może ocena byłaby wyższa ;). Głównym powodem obniżenia oceny jest konsystencja. Fakt, że jest żelowa i wygodniejsza w samym nakładaniu (nie spływa) nie wystarcza, bo pojawia się problem następujący - słabo się wchłania w skórę, trzeba maziać i maziać, po czym i tak smyk pozostawi błyszczącą i lepką warstewkę na skórze, ścierając przy tym podkład nałożony wcześniej i mamy efekt plamy. Albo ja się tym ustrojstwem nie umiem odpowiednio obsłużyć - taka możliwość też istnieje ;). Poza tym akurat przy mojej cerze ten kolor prezentuje się nie do końca dobrze - myślę jednak, że bledzioszki o chłodnej karnacji będą zadowolone, bo ładnie odświeży cerę - taki efekt kojarzy mi się z kwiatem jabłoni <3. Niestety u mnie na policzkach, aby powstał efekt kolorystyczny muszę nałożyć kilka warstw produktu, co przedłuża czas malowania się, a wszystkie wiemy, że to ostatnie czego oczekujemy po kosmetyku, kiedy rano spieszymy się do szkoły, na uczelnię czy do pracy... Cena w porównaniu z Cheek Tintem - 3-krotnie wyższa, ale czy warto?
Niestety nie ma fajerwerków, co najwyżej petarda...

PLUSY:
- uniwersalny odcień - znacznie lepiej pasuje do mojej karnacji i myślę, że sprawdzi się też przy chłodniejszych i cieplejszych
- odpowiednie nasycenie koloru już po jednej warstwie
- bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy
- trwałość bez zarzutu - całodniowa
- bardzo dobra wydajność pomimo wodnistej konsystencji
- śliczny, różany zapach <3
- cena - 10,90zł - lubię to!
MINUSY:
- wodnista konsystencja, która spływa po skórze - trzeba łapać na szybkości :D
- brudzi palce przy aplikacji
- opakowanie prezentuje się przeciętnie, ale jest szczelne, co do tego nie mam zastrzeżeń
OCENA OGÓLNA:
5/6
Jestem bardzo zadowolona z tego produktu pod wieloma względami - większością, w związku z czym zasłużył na 5 i nie żałuję zakupu. Co prawda do 6tki w moim mniemaniu nieco mu brakuje, poza tym - zostawiam taki margines w razie, gdyby pojawiło się coś jeszcze lepszego, ale uważam, że to bardzo fajny kosmetyk i mogę go Wam polecić. Jeśli do czasu gdy mi się skończy nie dorobię się jeszcze Benefita, to pewnie kupię ponownie tym bardziej, że cena jest śmiesznie niska :D. U mnie odcień, który nadaje wygląda bardzo naturalnie, a przy tym i pozostałe właściwości, jak chociażby to, że dobrze się wchłania i nie ściera mi podkładu z buzi, przekonały mnie do niego :).

Idea tintów ogólnie bardzo mi się podoba. Dla mnie są znacznie lepszą alternatywą od tradycyjnych róży, które dość szybko znikają mi z twarzy (mania ciapania łapami i podpierania się tym bardziej nie pomaga). Myślę, że będę używać po trochu tego i tego, bo jednak róże tradycyjne są "szybsze" w aplikacji, jednak ze względu na długotrwały efekt wygrywają tinty :).

Jeżeli przeczytałyście oceny obu kosmetyków, to nie zdziwi Was fakt, że starcie "różowe" wygrywa...

Technic - Cheek Tint

:)

Buziaki!
Siulka

P.S. Trzymajcie za mnie jutro kciuki - mam egzamin z fizjologii i trzęsę portkami :(.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozświetlacze w płynie - recenzja porównawcza - Technic, High Lights kontra MeMeMe, Beat the Blues - Sunbeam

Lubicie efekt bling bling? :) Ja tak! Rozświetlacze zajmują bardzo wysoką pozycję w moim rankingu kosmetyków do makijażu, dlatego z chęcią podjęłam się wypróbowania dwóch ciekawych propozycji, a mianowicie:

- Technic, High Lights, którego otrzymałam do testów od Cocolita.pl
- MeMeMe, Beat the Blues - Sunbeam, który otrzymałam do testów od Kosmetykomania.pl

Dwa rozświetlacze - z jednej strony różne, a z drugiej podobne - chociażby pod względem konsystencji, ale łączy je jedna specyficzna rzecz... Obydwa są odpowiednikami, zamiennikami bądź - jak kto woli - podróbkami (choć bardzo nie lubię tego słowa...) bardzo znanych produktów firmy Benefit, a mianowicie - Benefit High Beam oraz Benefit Moon Beam (bądź Sun Beam - nie wiem do którego bliżej). W przypadku produktu Technic - widać to na pierwszy rzut oka, natomiast MeMeMe stylistyką bardziej kojarzy mi się z kosmetykami Rouge Bunny Rouge. Jednak Benefit monopolu na rozświetlacze nie ma i mieć nie będzie, a my zawsze będziemy szukać kosmetyków, które spełnią nasze oczekiwania lepiej - szczególnie finansowe oczekiwania - a cenowo obydwoje dzisiejszych bohaterów bije Benefit na głowę ;).
Zainterere? :D Zapraszam do recenzji :).
PLUSY:
- ładnie rozświetla i odświeża cerę
- lekka, kremowa konsystencja
- nie ma "brokatowych" drobinek
- dobrze się aplikuje i rozciera
- trwały, nie ściera się w ciągu dnia (oczywiście o ile z nim nie walczymy :D)
- szalenie wydajny
- odcień pasuje do makijaży w chłodnych barwach
- cena - w Cocolita.pl - regularna cena to 10,90zł - grosze! - znajdziecie go tutaj
 MINUSY:
- bezzapachowy
- gdy z nim przesadzimy może nadawać nieco trupi odcień twarzy - podobny do Missha BB Boomer
- nieco tandetne i ewidentnie "zgapione" od Benefita opakowanie
OCENA OGÓLNA:
5-/6
Polubiłam się z tym kosmetykiem, gdyż jego wady zupełnie nie przysłaniają mi jego pozytywnych stron. Przede wszystkim zasługuje na uwagę za cenę i efekt jaki daje - być może dla koneserek kosmetyków Benefit porównanie tego produktu z oryginałem będzie zbrodnią i ta zniewaga krwi wymaga, jednak ja uważam, że różnica, o ile jest, to na pewno nie tak duża, by skłonić mnie do wydania 100zł na rozświetlacz. Wolę wydać 10zł i mieć produkt niemal identyczny ;). Nie jest to makijażowy niezbędnik, uważam, że odcień nie będzie pasował do wszystkich karnacji, jednak bledzioszkom z pewnością krzywdy nie zrobi i myślę, że właśnie bladolicym mogę go polecić :). Wypróbowanie nie nadwyręży portfela, a kto wie - może polubicie go tak jak ja?


PLUSY:
ładnie rozświetla i odświeża cerę, nadając efekt "sunkissed skin" - skóry muśniętej słońcem
- bardzo ładny i nienachalny odcień, będzie pasował zarówno do jasnej jak i ciemniejszej karnacji
- lekka, kremowa konsystencja
- nie ma "brokatowych" drobinek
- dobrze się aplikuje i rozciera
- trwały, nie ściera się w ciągu dnia (z zastrzeżeniem jak wyżej ;))
- bardzo wydajny
- estetyczne opakowanie
odcień pasuje do makijaży w ciepłych barwach, świetnie się spisze latem przy opaleniźnie
- cena - w Kosmetykomania.pl - regularna cena to 29,00zł - już nie tak tanio, ale nadal znośnie - znajdziecie go tutaj

 MINUSY:
- bezzapachowy
 OCENA OGÓLNA:
5/6
W przypadku tego produktu - kolor bardziej przypada mi do gustu, nieco mnie jednak cena, bo 30zł to już nie 10, ale też nie 100, więc plasuje się jeszcze w akceptowalnej przestrzeni finansowej ;). Opakowanie jest bardziej estetyczne niż w przypadku Technic High Lights - widać większą dbałość producenta o szczegóły. Uważam również, że taki złotawy odcień lepiej się sprawdzi przy ciemniejszej lub opalonej karnacji bądź makijażach w złocie czy brązach (czyli zasadniczo - "najpopularniejszych") niż poprzednik, choć już przy makijażach w chłodnych barwach sięgam jednak po High Lights. Jest to produkt warty uwagi i z pewnością godny polecenia :). W ofercie jest dostępny w 4 odcieniach - Sunbeam, który Wam prezentuję dzisiaj, a oprócz tego Oyster Gold, Moonbeam oraz Pearl Pink.


Pomimo niemalże tych samych ocen, które wystawiłam obu produktom, postanowiłam, że w tym starciu zapadnie jednoznaczny werdykt, na bazie plusów i minusów - zobaczmy więc, kto wygrywa :D.


And the winner is...

MeMeMe - Beat the Blues - Sunbeam

Skusiłam Was? :D

wtorek, 15 stycznia 2013

Bielenda - Kuracja parafinowa - Ręce i nogi - Maska na noc - Przesuszona, szorstka skóra dłoni i twarda skóra stóp

Uwaga - mam wyznanie... Jestem namiętnym, niepohamowanym, patologicznym obgryzaczem skórek :(, paznokciowym obgryzaczem po odwyku - skutecznym, oraz zębowym zeskrobywaczem lakieru do paznokci (kiedy odpryśnie). Najbardziej we znaki daje się niestety obgryzanie skórek, które przy tym mam zazwyczaj dość przesuszone... Znalazł się w końcu dla mnie ratunek - nieuporczywy w stosowaniu, przyjemny i przede wszystkim - skuteczny :D.
 PLUSY:
- piękny zapach - nie potrafię określić jaki, ale bardzo ładny :D
- dogłębnie nawilża skórę dłoni i stóp
- zmiękcza skórę
- pomaga pozbyć się suchych skórek i zadziorków
- długotrwały efekt
- wygładza skórę
- tłusta i "bogata" konsystencja
- cena - około 12zł
- bardzo wydajny
- dobrze się rozsmarowuje (konsystencja jest dość zbita, ale zmiękcza się pod wpływem ciepła skóry)
- pozostawia przyjemną, nawilżającą warstewkę na skórze
- bardzo fajny skład - bez gliceryny :)
 MINUSY:
- maska jest bardzo gęsta (zawiera parafinę stałą), w związku z czym ciężko się wyciska z tubki, ale wystarczy ogrzać tubkę w dłoniach i wychodzi :)
OCENA OGÓLNA:
5+/6
Jeden z moich hitów do pielęgnacji dłoni i stóp. Pragnę tutaj podkreślić, że jest to po pierwsze - produkt na noc, a po drugie - maska, a nie krem - zatem ideą kosmetyku jest bycie pozostawionym na skórze na dłuższą chwilę, więc jak czytam opinie na KWC to mnie aż roznosi, jak dziewczyny narzekają, że pozostawia tłustą warstwę - owszem kiedy posmarujemy nim skórę, zostawia niezły poślizg, dlatego też producent zaleca jej stosowanie z bawełnianymi rękawiczkami/skarpetkami, które pozwolą produktowi działać jeszcze lepiej.
Skład produktu przypadł mi do gustu, bo nie ma w nim gliceryny, która, przy niedostatecznej wilgoci otoczenia, zamiast skórę nawilżać, "wysysa" z niej wodę (jest higroskopijna). Tutaj mamy przede wszyskim dużo, dużo parafiny - zaznaczyłam ją w składzie jako składnik pozytywny, ponieważ właśnie takie jest jej działanie w tym przypadku (zupełnie inaczej niż na przykład w przypadku kremów do twarzy, gdzie może zapychać).
Co do działania - myślę, że wystarczająco opisałam je w plusach - dla mnie jest po prostu fenomenalne - bardzo lubię uczucie miękkiej, wygładzonej skóry po użyciu tego produktu. Zawsze używam tej maski z bawełnianymi rękawiczkami/skarpetkami - efekt rano naprawdę boski :D.
Jedyny minus to fakt, że konsystencja produktu jest bardzo zbita, więc może być problem z wydobyciem kosmetyku z tubki, jednak wystarczy nieco rozgrzać opakowanie - nawet w rękach i daje radę ;).
Myślę, że za cenę około 12zł warto wypróbować ten produkt - jeśli przypadnie Wam do gustu tak jak mnie, to pewnością zostanie z Wami na dłużej :D.
 SKŁAD:
PetrolatumParaffinum Liquidum (Mineral Oil)ParaffinLanolinCera Alba (Beeswax)Butyrosperum Parkii (Shea Butter)Butyl Linoleate, Butyl LinolenateParfum (Fragrance)C18-36 Acid TriglicerideDimethiconeStearic AcidTocopherolAscorbyl PalmitateAscorbic AcidCitric AcidPEG-8Alpha-Isomethyl IononeLillalCitronellolLimonene, LinaloolCI 26100 (D&C Red No.17)


Składniki wytłuszczone to substancje warunkujące działanie kosmetyku, niewytłuszczone - dodatki zapachowe, konserwanty, wypełniacze, modyfikatory konsystencji itp.
Analiza składu związana jest konkretnie z danym kosmetykiem, w innym rodzaju kosmetyku (np. o innym przeznaczeniu lub docelowym działaniu) niektóre substancje mogą być oznaczone odmiennie.






poniedziałek, 14 stycznia 2013

Uwaga bubel! - Astor - Big&Beautiful - Play it BIG mascara - Black - tusz do rzęs

PLUSY:
- ładne opakowanie, które łatwo znaleźć w kosmetyczce
- szczoteczka dobrze rozdziela rzęsy


MINUSY:
- tusz od nowości jest suchy
- silikonowa, duża i sztywna szczoteczka - można sobie oko wydłubać
- szara, nienasycona czerń
- cena - 28zł za 12ml - nie warto...
- dopiero po około 15-stu warstwach jest efekt jak przy normalnym tuszu
- w ciągu dnia magicznie "znika" z rzęs
- włókienka "wydłużające" zapewnią co najwyżej musze nóżki na rzęsach
- osypuje się tworząc pandę pod okiem
OCENA OGÓLNA:
1/6

Na wstępie zaznaczam, że tusze do rzęs Astor, to jedne z moich ulubionych, tym większy zawód spotkał mnie w tym przypadku... Jest mi bardzo przykro, ale jestem na nie.
Firma Astor to zdecydowanie jeden z gigantów rynku drogeryjnego, więc tu pada moje pytanie - kto wpadł na ten pomysł? Jakim cudem tak renomowana firma dała się tak zrobić w jajeczko jakiemuś pseudo-specowi od receptur, żeby wypuścić na rynek takie... coś. I jeszcze na dodatek twierdzić, że "tak miało być"? O co chodzi? Chodzi o recepturę tego tuszu do rzęs i jego formę, która - jak twierdzi producent, z założenia ma być... sucha! W dodatku do tej suchości, nie jest nawet czarny, tylko raczej szary. Daje co najwyżej efekt naturalny, choć i teaki uzyskać niełatwo - na potrzeby zdjęcia namachałam jakieś 15 warstw tuszu, a i tak wygląda nieporównywalnie gorzej chociażby od jednej warstwy swojego braciszka ze stajni Astora, czyli Big&Beautiful Boom! Volume Mascara (aktualny ulubieniec, recenzja będzie niedługo dla kontrastu z tym bublem). Co jeszcze zabawniejsze, maskara ta magicznie znika z oka po kilku godzinach, czasami przy okazji fundując nam pod oczami pandę (nie zawsze, ale nie wiem od czego to zależy...). Z resztą, pomijając nawet konsystencję - po prostu w tym tuszu naprawdę nie ma chyba nic dobrego oprócz ładnego opakowania i faktu, że szczoteczka dobrze rozdziela rzęsy (pomijając fakt, że praktycznie ich nie maluję to trochę paradoks). Nie lubię silikonowych szczoteczek, więc tylko dobre rozczesywanie ratuje ją przed kompletnym zmieszaniem z błotem - jest wielka i sztywna - aż się boję co by było, gdyby jednym niewprawnym ruchem znalazła się w oku...
Bardzo nie polecam, wręcz odradzam, ale dla kontrastu pokażę Wam niedługo, że Astor potrafi zrobić też coś dobrego...
Aparat kompletnie zeżarł kolor opakowania i mimo próby podbicia go, marnie to wyszło... Opakowanie jest  łososiowe :).


Jeżeli wydaje Wam się, że ten efekt jest w porządku, to zapewniam, że po 15 machnięciach szczoteczką, oczekiwałybyście czegoś więcej... U mnie taki efekt daje zazwyczaj najzwyklejsza maskara po 2-3 warstwach... a nie po 15-stu...

Tusz otrzymałam do recenzji od firmy Astor.
Moje kochane współtesterki - przykro mi, że nacięłyście się na ten tusz za moją sprawą, ale dziękuję Wam za współpracę :*.

niedziela, 13 stycznia 2013

Farmona - Szarlotka z bitą śmietaną i cynamonem - Peeling do mycia ciała i masło

Gdybyście zapytały mnie o ulubione ciasto lub deser, z pewnością na pierwszym miejscu wymieniłabym tiramisu, na drugim natomiast znalazłaby się szarlotka z lodami i bitą śmietaną - omnomnom! W związku z tym, kiedy tylko ujrzałam na stronie Farmony nową wersję zapachową w ich linii Sweet Secret, uznałam, że prędzej czy później wpadnie ona w moje łapki - kosmetyki te znalazły się na mojej chciejliście przedświątecznej :D. Tak się akurat przyjemnie złożyło, że agencja Werner i Wspólnicy, z którą współpracuję, ma pod swoją brandową opieką firmę Farmona i planowała właśnie przedświąteczne wysyłki zestawów Sweet Secret i ja otrzymałam właśnie szarlotkową nowość :D. Oczywiście kosmetyki od razu poszły w ruch i dzisiaj mam dla Was ich recenzję :).
 PLUSY:
- przyjemny zapach, choć nie trafił w moje wyobrażenie w 100%
- gęsta konsystencja - kosmetyk nie jest rozwodniony
- spore drobinki, które dobrze "drapią" :) - skutecznie peelinguje i masuje- uwaga, to mocny zdzierak!
- pieni się, więc rzeczywiście jest to peeling myjący
- wydajny
- cena - ok. 13zł za 225ml, ja otrzymałam go w zestawie, który kosztuje 26zł, do kupienia tutaj

 MINUSY:
- nieudane opakowanie, dużo lepiej sprawdziłby się słoiczek, gdyż peeling jest bardzo gęsty i ciężko wydostać go z butelki
OCENA OGÓLNA:
4+/6
O co chodzi z tym zapachem? Otóż - tutaj będzie opinia oczywiście moja, moja i tylko moja, bo zapach może być dla jednych absolutnym hitem, a innym nie przypaść do gustu, uważam, że Farmona nie do końca trafiła z opisem. Chcieli, żeby było super-apetycznie, więc zrobili szarlotkę z bitą śmietaną i cynamonem, ale dla mnie sprawa wygląda następująco - szarlotka - być może, cynamon - raczej mało, bita śmietana - ciekawe gdzie? Nazwałabym zapach tego peelingu raczej po prostu jabłkiem z cynamonem, ale nie brzmi to już tak apetycznie. Czego mi brakuje? Bitej śmietany... Czyli trochę więcej słodkości w zapachu, bo ja wyczuwam głównie kwaśne jabłuszko, a za mało mi urozmaicenia. Mimo to, zapach jest bardzo przyjemny i z pewnością jadalny. W moim mniemaniu peeling słabiej trafia nutami zapachowymi niż masło, ale o maśle będzie później :). Generalnie peeling ten lubię, może nawet bardzo, przede wszystkim za zdzieranie - konkretne! Dobry, mocny drapak zawsze u mnie trafi w dziesiątkę - lubię czuć zdecydowane drobinki a nie jakieś anemiczne mizianie :D.
Jeżeli przekonuje Was dobra drapanie to obadajcie sobie zapach przed zakupem, w drogerii, bo ja się odrobinkę zawiodłam pod tym względem (może moje wyobrażenia były zbyt nierzeczywiste...?)

 PLUSY:
- przyjemny zapach - moim zdaniem lepiej trafia w nazwę niż peeling, ale to nadal nie do końca to, co bym chciała
- idealna konsystencja - prawdziwie maślana, gęsta i zbita, a jednocześnie gładka <3
- przyjemnie nawilża i natłuszcza
- zapach długo pozostaje na skórze
- cena - standardowa - 13,50zł za 225ml
- dobrze się aplikuje i wchłania
 MINUSY:
- zapach w nadmiarze może być drażniący
OCENA OGÓLNA:
4+/6
Pomimo faktu, że masło nieco lepiej oddaje zapach szarlotki, to mnie nadal nie pachnie to w 100% tak jak bym chciała... Zapach na skórze utrzymuje się nieźle, z tym, że rodzi to mały problem - przy obsmarowaniu całego ciała, jest on po prostu nieco męczący, dlatego, nauczona doświadczeniem, teraz smaruję nim głównie nogi i moje obeschnięte łydki ;). Dla mnie największym plusem tego masła jest jego konsystencja, która autentycznie z masłem mi się kojarzy - jest zwarta, ale gładka i lekko rozprowadza się na skórze - taką najbardziej lubię, choć wiem, że np. Hexxanie nie odpowiadało wydłubywanie kosmetyku z opakowania - u mnie wręcz przeciwnie, lubię takie zbite masła :). Produkt przyjemnie się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy, jego właściwości nawilżające są przyzwoite - na zupełnie regularnym poziomie - bez cudów.


Jeżeli miałabym wybierać, który z tych dwóch produktów kupić, byłoby mi ciężko. Z jednej strony peeling jest super zdzierakiem, ale z drugiej masło ma przefajną konsystencję i lepiej oddaje zapach... Prawdę mówiąc ciężko mi się zdecydować i chyba nie pozostaje nic innego jak samemu wyrobić sobie opinię na temat tych dwóch całkiem przyzwoitych produktów ;).

niedziela, 6 stycznia 2013

Bell - BB cream Skin Adapt - 7 in 1 Make Up - 013 Beige - BB krem


W poście o moich odkryciach 2012 roku napisałam, że podkładowym hitem został BB krem z polskiej firmy Bell. Zauważyłam w komentarzach zainteresowanie tym produktem, w związku z tym przygotowałam dla Was recenzję :). Z tego co wiem, kosmetyk ten pojawił się na rynku całkiem niedawno - ja sama nie wiedziałam o jego istnieniu do czasu, gdy zobaczyłam go w Naturze i pod wpływem impulsu (oj tak...) po prostu go kupiłam. Nie wiem co mnie tknęło, ale chyba jakieś przeczucie po prostu (które niestety równie często zawodzi), bo okazało się, że ten BeBik fenomenalnie dogadał się z moją skórą i chwilowo zdeklasował nawet azjatyckie BB kremy! No ale koniec tego piania nad nim, przejdźmy do rzeczy :D. Zapraszam do recenzji!

PLUSY:
- idealny dla mnie odcień - coś pomiędzy neutralnym a lekko żółtawym, w żaden sposób nie wpada w róż (jupi!)
- średnie krycie, ale wystarczające, by ukryć niedoskonałości cery
- brak efektu maski
- skóra wygląda świeżo
- filtr SPF 15 - zawsze coś ;)
- utrzymuje mat na mojej buzi przez cały dzień (!!!)
- lekka, dobrze rozprowadzająca się konsystencja
- higieniczny aplikatorek z małym ujściem
- wykończenie - naturalny mat
- bardzo dobra trwałość na mojej buzi
- cena - około 20zł
- nie podkreśla suchych skórek
- nie waży się ani nie ciemnieje
- przyjemny zapach

MINUSY:
- producent obiecuje nawilżenie - odczuwam dość umiarkowane, ale nie przeszkadza mi to, bo i tak używam kremu pod makijaż

OCENA OGÓLNA:
5+/6
Na tą chwilę jest to dla mnie najlepszy podkład/BB krem jaki dotychczas miałam. Fenomenalnie dogaduje się z moją skórą - lepiej nawet niż Missha, która była moim hitem bodajże od 2 lat i zdradzałam ją tylko chwilowo z testowanymi produktami, ale zawsze wracałam. Jestem niesamowicie zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że podkład za niecałe 20zł, z polskiej firmy, tak bardzo mi przypasuje, a firma Bell ogólnie jest moim wielkim odkryciem 2012 roku. Największym plusem tego produktu jest dla mnie utrzymanie mojej cery matowej przez cały dzień - dotychczas nie udało się to ŻADNEMU produktowi! Najlepiej pod tym względem współpracuje z prasowanym pudrem mineralnym Bell (recenzja będzie wkrótce), ale także z innymi pudrami ładnie się zachowuje. Jeżeli chodzi o obiecywane przez producenta nawilżenie - jest dość umiarkowane, dla mnie to nie minus, bo i tak używam kremu nawilżającego, a nawet bez niego nie odczuwam jakiegoś dyskomfortu po nałożeniu tego BB kremu.
Właściwie wszystkie pozostałe zalety tego kosmetyku wypisałam w plusach i nie ma się co rozwodzić - jestem bardzo na tak i bardzo polecam Wam do wypróbowania :).