Hurra! Mój domowy internet postanowił w końcu umożliwić mi publikację kolejnej notki! Nie chcecie wiedzieć jak wiele niecenzuralnych określeń byłam w stanie wysłać w myślach pod jego adresem... No ale najważniejsze, że w końcu jest!
Ponieważ radość mię wzięła przemożna na tenże fakt, to dzisiaj będzie przyjemna recenzja + nawet makijaż, co ostatnio się nie zdarzało zbyt często (prawdę mówiąc nie pamiętam kiedy ostatnio wrzuciłam jakiś mejkap na bloga...). No to jadymy :D.
Firmy Sleek i ich paletek przedstawiać Wam nie muszę, tym razem u mnie na tapecie paletka z kolekcji Shangri-La, o nazwie Supreme. Rozpisywać się na plusy i minusy nie będę, bo paletki Sleeka to moje hity - jeszcze nigdy się nie zawiodłam, więc przeczytałybyście po prostu całą masę ochów i achów :D.
Jedno co mnie boli, to fakt, że paletki podrożały - pamiętam na początku, gdy pojawiały się w drogeriach internetowych, kosztowały około 25zł, natomiast teraz są sporo droższe - ja swoją Supreme kupiłam za 32,90zł w drogerii Cocolita. Doliczając do tego przesyłkę, mamy już dość konkretną kwotę. Zdaję sobie sprawę, że jest to głównie wina wielkiego boomu na te paletki i sprzedawcy to wykorzystują - takie już prawo marketingu... Jednak zakupu nie żałuję, bo paletka ma bardzo ciekawe zestawienie kolorów.
Skoro już o kolorach mowa, to poniżej prezentują się i prężą dumnie swatche :). A ja pokrótce Wam opowiem o poszczególnych cieniach :).
W górnym rządku mamy - od lewej do prawej:
- Blue Suede - błękit złamany delikatnie seledynem, matowy, pigmentacja przyzwoita, choć troszkę zanika przy rozcieraniu
- R&B - ciemny granat, dobrze napigmentowany, matowy
- Bronx Black - matowa czerń, dobrze napigmentowana, dość miękka - dobrze się z nią pracuje
- P-Funk - oliwkowo-zielony mat, ciekawy odcień, dobrze napigmentowany
- Grand Master Flash - najżywszy kolor w całej paletce, lekko musztardowa, ciepła żółć w wersji matowej, bardzo dobra pigmentacja
- Wah Wah White - metaliczny biały cień, pigmentacja dobra
Dolny rządek - od lewej do prawej:
- La Belle Blue - nazwa trafiona w dziesiątkę - piękny błękit nieba, mięciutki i dobrze napigmentowany mat
- Smokey Robinson - matowa szarość, najsłabsza pigmentacja w całej paletce
- Al Green - matowy brąz złamany oliwką, bardzo dobra pigmentacja
- Delfonic - brąz złamany sienną, matowy, pigmentacja dobra, ciekawy odcień
- Commodores Dream - dość nieoczekiwany odcień w tej palecie - delikatna, pastelowa mięta w macie, bardzo dobra pigmentacja
- Shangrilas Lemon - mnie się ten odcień nijak z cytryną nie kojarzy, więc nazwy nie łapię, dla mnie to ciepły, jasny piasek na plaży przy hotelu o wysokim standardzie :D, mat, dobrze napigmentowany
Jak widzicie, paletka obfituje w maty, natomiast cień metaliczny mamy tylko jeden.
A na koniec moja propozycja makijażu z użyciem tej paletki - kojarzy mi się on z piosenką Dwa plus jeden - "Więc chodź pomaluj mój świat" :D. Światło nie chciało ze mną współpracować stąd ostrość bywa różna, ale mam nadzieję, że daje radę :).
Użyłam cieni:
- R&B
- Grand Master Flash
- Shangrilas Lemon
- La Belle Blue
Na tym zdjęciu możecie podziwiać fachowego strita związanego z wpatrywaniem się w obiektyw, ale jako że ostrość udało się złapać niezłą, postanowiłam to zdjęcie także Wam pokazać ;).
Mam nadzieję, że choć troszkę Wam się podobało :).
A paletkę polecam, choć może nie jest pierwszym wyborem przy zakupie, bo do uniwersalnych z pewnością nie należy, to potrafi zaskoczyć możliwościami łączenia kolorów :).
A na koniec...
Dziękuję za pół miliona wyświetleń!!!