Godzina 4.00 nad ranem.
Słyszę głos mamy:
"Kasia, wstawaj. Kasia!"
Otwieram oczy.
"Kasia! Kasia... Mały Nikoś, piesek, ten najmniejszy... Mały Nikoś... On chyba umiera..."
Zrywam się z łóżka jak z procy. Cała się trzęsę.
"Nie chce jeść, ledwo się rusza, nie mogę go zmusić do jedzenia, zagrzeję trochę mleka, damy mu strzykawką do pyszczka"
Mama jest cała roztrzęsiona i prawie płacze.
"Już idę" mówię i prawie biegnę do legowiska Lusi i maluchów.
Mały Nikoś rzeczywiście ledwie się rusza. Taka kruszynka, przy urodzeniu 156 gramów, spadł z wagi do 139 gramów, sytuacja jest nieciekawa.
Ładuję się do legowiska psiaków i biorę maleńkie ciałko, które mieści mi się w dłoni, Lusia nie wie co się dzieje, patrzy swoimi brązowymi oczkami zaniepokojona nagłym poruszeniem.
Próbuję przystawić malucha do sutka, ale niezbyt jest chętny do współpracy. Mama próbowała od dwóch godzin zmusić go do jedzenia, bezskutecznie. Moje próby początkowo też nie dają rezultatu. W końcu odciągam innego szczeniaczka - sporą i najwyraźniej dobrze najedzoną suczkę - Nikitę, od jednego z lepiej "prosperujących" i mlekodajnych sutków Lusi - w zamian dostaje trochę mniejszego, trudniej dostępnego cyca, ale daje sobie z nim radę bez problemu, natomiast ja dalej walczę z Nikosiem, żeby w końcu zaczął ciągnąć. Kiedy maluch czuje świeżo opuszczonego przez Nikitę cyca - jeszcze mokrego od mleka, powoli przekonuje się, że może warto się nim zainteresować. W mojej głowie pulsuje tylko "Nie dam Ci umrzeć, nie pozwalam!". W końcu, po bardzo długiej minucie daje się przekonać i zaczyna powoli ciamkać... Wreszcie na dobre daje za wygraną i zabiera się za całkiem solidne jedzenie, widać, że od razu poczuł się lepiej bo nawet pompuje tymi maluńkimi łapeńkami. Ulga... Początkowa adrenalina zmobilizowała wszystkie moje siły, ale poczucie zwycięstwa i ulgi bierze górę i łezka się kręci w oku. Siedzę z maluchami jeszcze przez jakiś czas i pilnuję, razem z mamą, aby Nikoś lepiej pojadł. W końcu widać, że rzeczywiście nabiera sił. Zwycięstwo, sytuacja opanowana!
Nie wiem co by było, gdybyśmy nie interweniowały... Nawet nie chcę o tym myśleć, serce mi pęka na samo wspomnienie tego jaki Nikoś był słaby gdy wzięłam go w rękę.
Na szczęście teraz już wszystko w porządku, rano Nikoś ewidentnie z werwą walczył o papu i miejsce przy mamie, jednak będziemy go bacznie obserwować.
Trzymajcie kciuki za maluchy, żeby już więcej nie robiły nam takich numerów.
Buziaki!
Siulka
Bohater zamieszania - Nikoś |
Obżartuchy :)
Śpioszka!
Śpioszka vol.2
Cała ekipa - czas dojenia :)
Kochana, cierpliwa, śliczna mamusia - Lusia <3