Szampony w kostce Bomb Cosmetics, a konkretnie To Be Sheer, Purple Passion oraz Wow Factor, które otrzymałam do przetestowania za sprawą drogerii internetowej kosmetykomania.pl nie są moimi pierwszymi tego typu produktami. "Instytucję" szamponu w kostce poznałam kilka lat temu za sprawą firmy Lush, która to chyba jako pierwsza wymyśliła taki rodzaj produktu do mycia włosów. Bardzo spodobała mi się ta forma i postanowiłam dać szansę produktom Bomb Cosmetics i porównać je z osławionym Lushem. Jak wypadły? Zapraszam do czytania :).
Szampony w kostce Bomb Cosmetics dotarły do mnie już jakiś czas temu w wielkiej "bombowej" paczce od kosmetykomania.pl. Od ich przybycia upłynęło sporo czasu, ale jak się domyślacie - wypróbowanie szamponu wymaga czasu, tym bardziej, że chciałam sprawdzić na jak długo taka jedna kostka wystarczy w porównaniu z tradycyjnym szamponem o płynnej formie.
Ogólnie rzecz biorąc wszystkie trzy szampony przypadły mi do gustu. Wszystkie bardzo dobrze się pienią i dokładnie oczyszczają włosy. Ich cena w porównaniu z szamponami Lush jest znacznie bardziej przystępna - kosztują bowiem 19,00zł na stronie kosmetykomania.pl. Dużą zaletą szamponów w kostce jest fakt, że zajmują niewiele miejsca i są lekkie, więc idealnie nadają się do zabrania w podróż, gdy mamy limit wagowy bagażu - można je po prostu włożyć do małej mydelniczki ;). Plusem tego typu produktów jest ich duża wydajność - jedna kostka wystarczyła mi na ponad 2 miesiące mycia włosów codziennie lub co drugi dzień - początkowo w ogóle nie było widać że cokolwiek ubywało :D.
Bomb Cosmetics - Wow Factor
Po naszemu - "Czynnik Wow", ma za zadanie nadać włosom to wrażenie "wow", ale spójrzmy prawdzie w oczy - szampon to jedynie powiedzmy 1/3 sukcesu w dążeniu do pięknych włosów, ponieważ pozostaje na nich krótko i szybko jest zmywany. Dla mnie szampon ma przede wszystkim dokładnie oczyszczać włosy, dobrze się pienić i ładnie pachnieć - wszystkie te kryteria spełnia Wow Factor, a przy tym - jak już wspominałam wyżej - jest bardzo wydajny. Jego zapach - teoretycznie rumiankowo-lawendowy, a dla mnie z wyczuwalną nutą cedru, bardzo mi odpowiadał, choć na włosach nie utrzymywał się zbyt długo (kilka razy nie użyłam odżywki, żeby to sprawdzić).
Bomb Cosmetics - To Be Sheer
Nazwa przetłumaczona przez kosmetykomania.pl na "Szczęściarz", choć mnie akurat trafiła się wersja z mydlanym kwiatuszkiem, a nie z koniczynką, którą widać na zdjęciu promocyjnym. Mimo tego moje włoski były naprawdę szczęśliwe po jego użyciu, bo dawno nie miałam szamponu, który tak dokładnie oczyszczałby włosy. Po umyciu czułam, że są one aż tępe w dotyku, co wskazywałoby na to, że ich łuski zostały skutecznie podniesione, a wszystkie pozostałości produktów do stylizacji i zanieczyszczeń - usunięte. W przypadku tego szamponu nie ma mowy o pominięciu odżywki, gdyż w jakiś sposób łuski włosowe musimy domknąć. Zapach tego egzemplarza - no cóż - wieje sandałem :D, a ja bardzo lubię nutę drzewa sandałowego ;).
Bomb Cosmetics - Purple Passion
"Purpurowa namiętność" to ukłon w stronę pielęgnacyjnych właściwości lawendy. Ja osobiście nie jestem fanką lawendowego zapachu, ale tutaj pojawia się on w lekko mydlanej kompozycji, którą mój nos zaakceptował, a nawet polubił. Kwiat lawendy na powierzchni kostki jest ładną ozdobą, jednak niezbyt praktyczną, dlatego przed pierwszym użyciem produktu musiałam się go pozbyć, aby uniknąć kwiatowych paproszków we włosach ;). Podobnie jak poprzednicy tak i ta wersja szamponu w kostce spisała się bardzo dobrze we wszystkich wspomnianych kryteriach.
Jeżeli nie miałyście jeszcze okazji wypróbować szamponów w kostce, a przymierzałyście się do produktów Lush, to proponuję najpierw wypróbować sobie Bomb Cosmetics - zarówno ze względu na cenę jak i na fakt, że nie ustępują one w niczym Lushowym pierwowzorom. Uważam, że są świetną alternatywą na wyjazdy - nawet takie campingowe czy namiotowe, ale również świetnie spisują się w codziennej pielęgnacji włosów w domu.
Egzemplarze, które pojawiły się w tym poście znajdziecie tutaj:
- szampon w kostce - Wow Factor ← klik!
- szampon w kostce - Purple Passion ← klik!
Jeszcze nigdy nie miałam szamponu w kostce. Właściwie to nawet nie wiem, czy potrafiłabym kosmetykiem w takiej formie umyć sobie włosy... może kiedyś spróbuję :)
OdpowiedzUsuńPewnie że byś potrafiła :D. Chociaż początkowo to trochę dziwne, bo się czujesz jakbyś mydłem włosy myła :D.
UsuńJuż sobie wyobrażam jak muszą pachnieć :)
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam jak muszą pachnieć :)
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam jak muszą pachnieć :)
OdpowiedzUsuńJa mam od nich babeczkę do kąpieli, której szkoda mi uzyć;).
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś te szampony :) Bardzo fajny patent :)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś taki szampon w kostce zielony, ale moje włosy się z nim nie polubił niestety. Były tak suche i poplątane ze dałam sobie spokój
OdpowiedzUsuńWiększość tych szamponów kostkowych wymaga odżywki po użyciu. Z Lusha Godiva ma "wtopioną" odżywkę, ale przez to szampon szybciej się zużywa i jest trochę "oślizgły" po zmoczeniu :). Pisałam o Godivie posta wieki temu :D.
UsuńWersja z lawendą wygląda kusząco:)
OdpowiedzUsuńWszystkie fajne.Kuszą mnie :)
OdpowiedzUsuńMam zamiar skusić się na niego, bo wiele osób je chwaliło a z szamponem w kostce nie miałam jeszcze do czynienia. :D
OdpowiedzUsuńSiostra ostrzegała mnie, że bez odżywki nie da rady uzyskać satysfakcji, ale nałożyłam ją jedynie na końcówki ze względu na ich słabszą kondycję. Pozostała partia włosów wcale nie była, ,tępa" czy trudna w ułożeniu, a zyskała objętość jak nigdy :) Jestem zadowolona z odkrycia tego produktu, a w moim przypadku był to ,,Szczęściarz".
OdpowiedzUsuń