Nie dalej jak w środę recenzowałam rajstopy w sprayu od Lirene i pisałam, że na półce czeka już pierwowzór tego kosmetyku od Sally Hansen, który otrzymałam do testów od drogerii internetowej Ladymakeup. Ponieważ ciekawość mnie zżerała, postanowiłam szybko poddać testom Sally Hansen - Airbrush Legs - Medium Glow i sprawdzić o co tyle szumu w blogosferze. Zapraszam na recenzję :).
Jak pewnie pamiętacie, w poście o rajstopach Lirene pisałam, że mam problem z ich kolorem, który nijak nie chciał współgrać z odcieniem mojej skóry. Było to zatem pierwsze kryterium oceny rajstop Sally Hansen i muszę przyznać, że spisały się one pod tym względem o niebo lepiej niż Lirene. Odcień Medium Glow ma akurat tyle złotych tonów i odpowiednio ciemną barwę, że zapewnia mi efekt naturalnej opalenizny. Kolor zatem zapisuję na plus.
Jeśli chodzi o aplikację produktu - jest ona bardzo prosta - wystarczy spryskać i rozetrzeć. Tak jak wspominałam w tamtym poście - najpierw wykonuję peeling i smaruję nogi balsamem, dzięki czemu mogę równomiernie rozprowadzić produkt na skórze. Sally Hansen - Airbrush Legs mają lepszy poziom krycia niedoskonałości skóry (nawet pomniejsze siniaczki, do których mam tendencje, stają się mniej widoczne), a także dają lekko matowe wykończenie, które faktycznie imituje rajstopy. Nie zauważyłam by wysuszały skórę, ale być może to kwestia wcześniejszej aplikacji balsamu.
Produkt jest wodoodporny, nie schodzi pod wpływem potu, choć odrobinę brudzi ubrania w miejscach, w których ocierają się one o skórę. Łatwo zmywają się żelem pod prysznic przy użyciu gąbki.
Mam wrażenie, że Sally Hansen - Airbrush Legs mają lepszą wydajność niż odpowiednik z Lirene - choć mają dużo mniejszą pojemność - tylko 75ml (w Lirene było 200ml), to wystarczą na 3-4 użycia. Być może to kwestia nasycenia pigmentem.
Cena tego produktu na ladymakeup.pl to 29,90zł czyli całkiem nieźle (szczególnie w porównaniu z cenami w drogeriach stacjonarnych) - moim zdaniem warto tyle zapłacić za komfort braku konieczności zakładania tradycyjnych rajstop (darzę je wyjątkową niechęcią).
Poniżej widzicie swatche produktu - na ręce, a na ostatnim zdjęciu - na nodze - pół na pół - bez produktu i z nim. Moim zdaniem prezentują się bardzo fajnie, a na żywo jeszcze lepiej.
Podsumowując - jestem bardzo zadowolona i z pewnością ten produkt zostanie ze mną na długo. Bardzo odpowiada mi kolor i efekt, który uzyskuję dzięki Sally Hansen - Airbrush Legs i już wiem dlaczego tak szybko stały się ulubieńcami blogerek i nie tylko.
Bardzo podobają mi się te rajstopy. Przekonałaś mnie do zakupu :-)
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się te rajstopy. Przekonałaś mnie do zakupu :-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam rajstop w spray'u, bo jakoś nie mogę się przekonać do tego typu produktów. Ale te dają bardzo ładny, naturalny kolor :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak zostanę przy moich balsamach brązujących.
OdpowiedzUsuńKiedyś chętnie wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńZe mną też został na dłużej:)
OdpowiedzUsuńUżywam już drugi rok i nadal jestem zauroczona. A wystarczają na dużo więcej niż te 3-4 użycia, które przepowiadasz. ;)
OdpowiedzUsuńJak tak grzechoczę buteleczką to mi się tak wydaje, ale ja mam pierdyliard kilometrów nóg przy moim wzroście, więc trochę schodzi ;)
Usuń3-4 użycia? Masakra, nie sądziłam, że to wystarcza na tak krótko :P
OdpowiedzUsuńPrzy moich 182cm wzrostu mam hektar nóg do pokrycia, więc wszelkie kosmetyki do ciała mi idą szybko :D
Usuń