Lato minęło bezpowrotnie i od kilku dobrych tygodni chodzimy już opatulone w kurtki i szaliki (przynajmniej ja - pierwszy zmarzluch RP :D). Po wakacyjnej opaleniźnie również zostało już tylko wspomnienie, ale jest sposób na to, by przywołać ją z powrotem - samoopalacz! Przedstawiam Wam zatem produkt, który podbił moje serce od pierwszego użycia - Vita Liberata - Luxury Tan - pHenomenal - 2-3 Week Tan Mousse w kolorze Dark wraz z rękawicą do aplikacji Vita Liberata - Tanning Mitt.
Produkty Vita Liberata - puder brązujący, o którym pisałam tutaj (klik!), oraz bohaterów dzisiejszego posta - piankę/mus i rękawicę, otrzymałam do recenzji w ramach współpracy jakoś pod koniec wakacji, kiedy byłam jeszcze nieco opalona i nie odczuwałam głębokiej potrzeby poprawiania tego stanu. Postanowiłam, że poczekam z wypróbowaniem ich aż trochę zblednę, by zobaczyć jak kosmetyk zachowa się na bladej skórze, tym bardziej, że wybrałam kolor Dark (jest dostępny także w opcji Medium). Byłam ciekawa czy ciemny odcień nie będzie wyglądał sztucznie. Wcześniej korzystałam tylko z samoopalaczy w sprayu, bo bałam się smug, więc postanowiłam zwrócić szczególną uwagę na równomierność koloru.
Gdy przyszedł czas na pierwszą próbę, wykonałam peeling, rozpakowałam rękawicę, nałożyłam na nią nieco pianki i kolistymi ruchami wsmarowałam w całe nogi - zgodnie z zaleceniem producenta. Okrężne ruchy przy aplikacji miały zapobiec powstawaniu smug i lepszemu rozprowadzeniu produktu. Rękawica faktycznie spisała się świetnie. Jej delikatna gąbeczka pozwoliła na przyjemne i precyzyjne nałożenie pianki. Samoopalacz jest sam w sobie nieco ciemniejszy od mojej skóry, więc dokładnie widziałam w których miejscach już go dokładnie rozprowadziłam, a które wymagają poprawek. Producent zaleca trzykrotne nałożenie produktu, by uzyskać trwalszy efekt, ja jednak zdecydowałam, że na pierwszy raz wystarczy mi jedna warstwa - bałam się, że efekt będzie zbyt intensywny.
Produkt bardzo szybko wchłonął się w skórę, jednak przezornie jeszcze przez dobrą godzinę poruszałam się po mieszkaniu jak kowboj - na szeroko rozstawionych nogach :D. Efekt zbrązowienia skóry pojawiał się stopniowo, a jego pełna intensywność ukazała się moim oczom właściwie dopiero na drugi dzień - moje nogi były po prostu opalone i to całkiem intensywnie - poziom "tydzień na Majorce" :D. Byłam bardzo zadowolona z efektu, ponieważ kolor okazał się być naturalny, nie było w nim żółtych ani pomarańczowych tonów - to duży plus.
Trwałość mojej sztucznej opalenizny po jednokrotnej aplikacji produktu wyniosła około tygodnia, a producent obiecywał 2 lub 3, zdecydowałam się więc przy kolejnej próbie zastosować do zaleceń i nałożyć 3 warstwy produktu. Podobnie jak za pierwszym razem zaaplikowałam piankę rękawicą i czekałam. Tym razem opalenizna była mocniejsza ("dwa tygodnie na Majorce" :D), ale kolor nadal wyglądał naturalnie. Podkreślam - kolor. Bo moje kończyny dolne w porównaniu z resztą ciała - krótko mówiąc - góra moja - nogi... Beyonce :D. No ale czego się nie robi na potrzeby bloga ;). No i faktycznie - po 3-warstwowej aplikacji efekt opalenizny utrzymał się przez około 2 tygodnie, a nawet nieco dłużej i schodził równomiernie - po trochu przy każdym prysznicu.
Z mojej przygody z samoopalaczem Vita Liberata i rękawicą do aplikacji jestem bardzo zadowolona. Uważam, że to świetne produkty, które wspólnie dają bardzo naturalny efekt opalenizny. Kosmetyk nie jest jednak oczywiście pozbawiony wad. Po pierwsze - producent obiecuje nam produkt bezzapachowy - faktycznie podczas jego aplikacji nie da się wyczuć typowego "samoopalaczowego" zapaszku, jednak mój czuły nos wychwycił jego nutę na skórze na drugi dzień po aplikacji - była bardzo subtelna, ale jednak była, choć znacznie słabsza niż w innych produktach do sztucznego opalania.
Drugą wadą tego kosmetyku jest niestety jego cena - jest on dostępny w drogeriach Sephora za 175zł i moim zdaniem to naprawdę sporo jak na samoopalacz - ciężko mi oceniać czy jest jej wart, bo jest faktycznie świetny - biję się z myślami w tej kwestii. Gdyby był tańszy, to zostałby ze mną na całe wieki i kupowałabym go regularnie. W związku z jego niemałą ceną prawdopodobnie będzie dla mnie produktem niezawodnym, ale stosowanym/kupowanym tylko "od wielkiego dzwonu" - z pewnością mogę Wam go polecić na bardziej uroczyste okazje - typu ślub, studniówka, bal sylwestrowy, kiedy oczekujemy perfekcyjnego efektu, bo taki można uzyskać przy jego zastosowaniu.
Podsumowując - samoopalacz Vita Liberata - Luxury Tan - pHenomenal - 2-3 Week Tan Mousse jest świetnym produktem, który pozwala uzyskać naprawdę perfekcyjną i naturalnie wyglądającą sztuczną opaleniznę, a jego niezawodność poniekąd usprawiedliwia wysoką cenę, choć w związku z nią pozostanie dla mnie kosmetykiem "na specjalne okazje".
Jeżeli macie swoich ulubieńców w kategorii samoopalaczowej to podrzućcie mi ich w komentarzach - chętnie wypróbuję, bo bardzo spodobał mi się pomysł posiadania opalonych nóżek nawet zimą :D.
szkoda, że nie ma pokazanego efektu owej kończyny :D chociaż kawałeczka :D bo ja ogólnie używałam pianki Fabolous i teraz w moje łapska wpadł Lotion i oba produkty całkiem inaczej wyglądają, ale równie naturalnie :) dlatego jestem ciekawa tej pianki jaki dalej koloryt ;)
OdpowiedzUsuńMam i uwieelbiam!
OdpowiedzUsuńSzkoda ze nie pokazała efektu bo właśnie szukam czegoś bo jestem blada straszliwie. .
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Gdzie dowód w postaci kończyn? Chciałam bym to zobaczyć :) Hm 2 tygodnie na Majorce to naprawdę musi być niezła opalenizna.
OdpowiedzUsuńuwielbiam sie opalac, a wiec to cos dla mnie :D:)
OdpowiedzUsuńTeż go mam ale jeszcze się nie odważyłam nałożyć ;D
OdpowiedzUsuńHahaha no coś Ty! Nakładaj!
UsuńMam go, ale jak na razie boję się go użyć :D
OdpowiedzUsuńCo Wy dziewczyny takie strachliwe :D ?
Usuń