Dzisiejszy post dedykuję wszystkim podobnym do mnie balsamowym leniuszkom, dla których smarowanie ciała po kąpieli to prawdziwa udręka ;). Jesteście tu? Jeśli tak, to zapraszam Was do poczytania o jednym z moich hitów zeszłego roku, który uwolnił mnie od tej uciążliwej czynności jaką jest nakładanie balsamu do ciała po kąpieli ;). Przedstawiam mojego wybawcę - Lirene - Silky in Shower - Wygładzający balsam pod prysznic - Egzotyczna Orchidea.
W jednej z zeszłorocznych paczek od Lirene otrzymałam kilka produktów do pielęgnacji ciała, wśród których znalazł się balsam pod prysznic Silky in Shower - Egzotyczna Orchidea. Nie miałam wcześniej do czynienia z tego typu produktami i przyznam się, że początkowo pomyślałam, że jest to produkt myjący. Dopiero gdy w czasie wylegiwania się w wannie wczytałam się w etykietę, okazało się, że użyć go należy już po umyciu ciała, jako ostatni - pielęgnacyjny etap kąpieli.
Balsam zamknięty jest w wygodnej tubie o pojemności 200ml. Już po otwarciu opakowania bardzo spodobał mi się zapach tego produktu - jak kwiatowe, słodkie, ale lekkie perfumy, a jak wiecie - ja potrafię pokochać kosmetyk już za samą kompozycję aromatyczną ;). W tym przypadku nie skończyło się jednak na tym! Konsystencja balsamu jest dość gęsta, ale jednocześnie delikatna i śmietankowa, lekko rozprowadza się na mokrej skórze i wchłania dość szybko przy delikatnym wmasowaniu. Po spłukaniu i wytarciu ręcznikiem na ciele nadal pozostaje prześliczny zapach i utrzymuje się on całkiem długo. Co więcej, również nawilżenie ciała pozostaje długo wyczuwalne, skóra jest miękka, wygładzona i przyjemna w dotyku.
Dla mnie ten balsam to strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o pielęgnację ciała! Sam fakt, że jego użycie stanowi element kąpielowego "rytuału" jest już ogromnym plusem, bo oszczędza czas spędzony na wcieraniu balsamu po kąpieli i czekaniu aż się wchłonie przed założeniem ubrania czy piżamy. Dodatkowo, dzięki temu że produkt spłukujemy po użyciu, na skórze nie pozostaje wyczuwalna przy tradycyjnych balsamach "warstwa", która u mnie zabija uczucie świeżej i czystej skóry po kąpieli (a jeszcze jak ta warstewka jest choć odrobinę lepka, to najchętniej wykąpałabym się jeszcze raz...). Moja skóra nie jest bardzo wymagająca i nadmiernie przesuszona, więc u mnie poziom nawilżenia zapewniany przez ten produkt jest w zupełności wystarczający (nie wiem jak sprawdziłby się u prawdziwych suchelców - dajcie znać czy próbowałyście) i zadowalający mnie w 100%.
Podsumowując - znalazłam mój hit w pielęgnacji ciała, którego kolejnym plusem jest cena. Za tubę balsamu zapłacimy około 14zł (w promocji około 11zł) - ja już zaopatrzyłam się w kolejny egzemplarz w wersji zapachowej Morska Alga, bo moja Egzotyczna Orchidea jest na wykończeniu. Przyznam Wam się szczerze, że jest to chyba jeden z niewielu produktów do pielęgnacji ciała, który wykończę do dna!
Próbowałyście już takiej alternatywy dla tradycyjnego balsamu do ciała? Jeśli jeszcze nie, to bardzo polecam obydwie wersje zapachowe Silky in Shower z Lirene - zarówno Egzotyczna Orchidea jak i Morska Alga pachną przepięknie! Gdybyście miały do polecenia jakieś inne produkty tego typu, to koniecznie dajcie mi znać, bo zdecydowanie polubiłam takie rozwiązanie problemu mojego balsamowego lenistwa ;). Wróć! Moja skóra zdecydowanie je polubiła! :D
Miałam go potrzymać do lata ale... pokusiłaś, dziś idzie w ruch :D Bo ostatnio mam lenia i mi się balsamować nie chce ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tym produktem,myślę,że się skuszę :)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo kusząco, nie używałam jeszcze żadnego balsamu pod prysznic, mam jeden w zapasach z Balea :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam balsamy pod prysznic, choć celuję w takie mega treściwe. Coś dla leniuszków :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kosmetyki, dzięki którym mogę zaoszczędzić trochę czasu :)
OdpowiedzUsuńMiałam go i nie do końca mi pasują. Ogólnie nie przepadam za balsamem pod prysznic. Tylko jeden z sephory mi się sprawdził ;)
OdpowiedzUsuń